Logo Polskiego Radia
PAP
migrator migrator 13.03.2010

Polscy urzędnicy w Brukseli najbardziej zgrani

Polacy uważają się za najlepiej współpracującą ze sobą grupę urzędników w Komisji Europejskiej w Brukseli. Zapewniają, że nie zapomnieli o Polsce, choć praca w KE nakazuje im bezstronność. Są młodzi, pełni energii i "bez kompleksu wschodniej Europy".

"W perspektywie lat widzę ogromna zmianę w podejściu Polaków do pracy w unijnych instytucjach. Coraz bardziej zależy im na tym, żeby nie tylko tutaj być, ale też mięć realny wpływ na podejmowane decyzje" - mówi Przemyslaw Słowik, członek gabinetu komisarza ds. budżetu, Janusza Lewandowskiego.

Jego zdaniem, należy lepiej wykorzystać "potencjał na linii Warszawa - Bruksela". "Na szczęście coraz rzadziej słyszę, ze Polacy, którzy wyjechali do Brukseli, to ci, którzy „zdradzili” interesy kraju. Polska zaczyna zauważać, że urzędnik w Brukseli to potencjał, którego nie można nie wykorzystać. Celem UKIE powinno być teraz dbanie o to, by polski urzędnik był zawsze dobrze poinformowany o sprawach i potrzebach swojego kraju" - mówi Słowik. ".

Dożywocie, jeśli nie pobijesz szefa

Według najnowszych danych, w liczącej blisko 25 tys. urzędników Komisji Europejskiej pracuje 1176 Polaków. Otwarcie przyznają, że praca w instytucjach zwyczajnie sie opłaca. Pensje szeregowych sekretarek zaczynają sie od 2,5 tys. euro miesięcznie. Ponadto praca gwarantuje stabilność do samej emerytury: z KE nikogo sie nie wyrzuca, chyba ze pobije sie szefa. Z drugiej strony praca jest czasami monotonna.

Tryb osiadły demotywuje resztę

"Mit sektora publicznego bywa tutaj żywy. Czasami wręcz denerwuje mnie osiadły tryb pracy niektórych starszych urzędników, który demotywuje resztę zespołu" - uważa Dominik Sobczak, menedżer projektów w Dyrekcji Generalnej ds. Badan Naukowych. Podkreśla, że jego szefowie są zadowoleni z pracy z Polakami. "W ostatnich latach wyraźnie odmłodziła sie kadra, bo po wejściu nowych krajów do Unii przyjechali tu w większości młodzi ludzie. Są zmotywowani i mają świeże spojrzenie - to bardzo dobrze sprawdza sie w pracy w teamach" - mówi Sobczak.

Za demotywujący polscy urzędnicy uważają system oceny pracowników i awansów, którego reforma przypadła na moment, w którym Polska wchodziła do Unii, czyli w 2004 roku. "Naprawdę trzeba sią teraz narobić, żeby uzyskać odrobinę szybszy awans. Dlatego mało kto sie wysila; wystarczy pracować przeciętnie" - mówi Sobczak. Zauważa, ze rzadko nowi urzędnicy przychodzący po konkursie rzeczywiście maja szanse samodzielnie zdecydować o stanowisku. Dużo osób tkwi w miejscach, w których praca zamiast przynosić satysfakcje, bywa kieratem.

Dla Sobczaka kieratem jednak nie jest. Jak podkreśla, miał sporo szczęścia, bo po zdaniu konkursu dostał prace, która w pełni odpowiadała jego kwalifikacjom. Kończąc europeistykę oraz finanse i bankowość w Warszawie pracował przy projekcie współfinansowanym z jednego z programów UE. Dlatego do konkursu nie przygotowywał sie długo, choć o jedno miejsce ubiegało sie wtedy aż 40 osób. Zauważa, ze z roku na rok poziom konkursów rośnie, wiec trudniej jest przez nie przejść. ".

Networking najważniejszy

"Na początku najważniejszy jest networking, budowanie sieci kontaktów zawodowych - radzi jedna z pracujących w Brukseli Polek, która pragnie zachować anonimowość. - Nie można dopuścić do zamykania sie w jednym kręgu narodowościowym! Dlatego Polak, który wchodzi w międzynarodowe towarzystwo i pielęgnuje kontakty, lepiej służy interesowi kraju. Zarzuty o +wynarodowienie+ w związku z praca w międzynarodowym środowisku uważam za absurdalne".

Lista mailingowa tylko dla wtajemniczonych

O grupie Polaków urzędników zrobiło się głośno w zeszłym roku, gdy w siedzibie Komisji Europejskiej zorganizowali obchody rocznicy wolnych wyborów z czerwca 1989 roku. Podczas tegorocznej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy licytowali, co tylko sie dało - w ciągu kilku dni uzbierali dla dzieci 11 tys. euro.

Ani obchody w KE, ani licytacja na WOSP nie odbyłyby sie, gdyby nie comiesięczne polskie spotkania w jednym z brukselskich pubów. No i słynna juz lista mailingowa, która dla przyjeżdżających tu Polaków stanowi niezbędne kompendium wiedzy o mieście i instytucjach. Na pomysł założenia wewnętrznej listy mailingowej urzędnicy wpadli spontanicznie sześć lat temu, w pubie przy piwie.

"Na początku była nas tutaj zaledwie garstka, może 50 osób. Stwierdziliśmy, ze taka lista się przyda, chociażby po to, żeby wymieniać przydatne informacje. Dzisiaj piszemy na niej o wszystkim: od porad dotyczących dobrego dentysty, kulinariów, po zażarte dyskusje filozoficzne i na tematy związane z praca" - mówi Dorota Lewczuk-Bianco. Lista nie jest dostępna dla wszystkich. Nie maja do niej dostępu np. politycy i dziennikarze.

"Za każdym razem, gdy rozważamy dopuszczenie osoby spoza instytucji, organizujemy ogólna debatę. Proszę zrozumieć, ze nasze rozmowy maja często charakter nieformalny. Ta lista po prostu by umarła, gdybyśmy zdecydowali sie ja w pełni upublicznić" - mówi Dominik Sobczak, jeden z jej założycieli.

ag, PAP