Logo Polskiego Radia
PolskieRadio 24
Michał Szewczuk 06.11.2018

Ekspert: rywale z obu stron mogą wykorzystać porażkę Republikanów przeciwko prezydentowi

- Jeśli Demokraci zdobędą większość w obydwu izbach, to wydaje się, że będzie to równoznaczne z inauguracją kampanii prezydenckiej 2020, choć dużo zależeć też będzie od rozmiarów ich zwycięstwa - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Maciej Turek - politolog i amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się "wybory środka kadencji" (midterm elections). Amerykanie wyłonią 35 senatorów, nową Izbę Reprezentantów (435 miejsc) oraz 36 gubernatorów stanowych. Jednocześnie jest to test dla Donalda Trumpa i Partii Republikańskiej. Zły wynik partii przywódcy USA może wpłynąć na losy jego ewentualnej reelekcji. Jak mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Maciej Turek, politolog i amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jeżeli wynik Republikanów będzie okaże się porażką, jego rywale "będą się starali pokazać go jak prezydenta, który dużo mówi i przypisuje sobie liczne zasługi, ale tak naprawdę niewiele robi".

Zazwyczaj midterms nie cieszą się dużym zainteresowaniem wyborców. Ale w tym roku frekwencja jest nader wysoka (już wiemy, że rekordowa liczba wyborców skorzystała z opcji wcześniejszego głosowania). Czym tłumaczyć aż tak dużą mobilizacje elektoratu obu partii? Czy to naprawdę jedne z najważniejszych wyborów w USA od lat, jak mówią niektórzy komentatorzy?

Badania sondażowe wskazują, że najważniejsze kwestie, jakie interesują wyborców w tej elekcji to poza gospodarką także kwestie związane z systemem ochrony zdrowia, prawem do posiadania broni i imigracją do USA. Wszystkie te tematy są bardzo polaryzujące, debata na ich temat w przestrzeni publicznej podlana jest dużym sosem emocji, a te emocje są w stanie zaprowadzić ludzi do lokali wyborczych. Poza tym bardzo wiele dla podniesienia frekwencji zrobił prezydent Donald Trump, który poprzez liczne podróże w różne zakątki USA oraz wystąpienia na rzecz kandydatów Partii Republikańskiej do Izby Reprezentantów i Senatu zainteresował wyborami Amerykanów. Dodatkowo uczynił z nich w dużym stopniu elekcję na temat nie tyle swojej polityki, co swojej osoby. A że również Trump jest postacią silnie polaryzującą amerykańskie społeczeństwo, stąd tak wysokie zainteresowanie Amerykanów wyborami tego typu, na które od 1972 chodziło średnio ok. 40% wyborców, przy frekwencji w wyborach prezydenckich na poziomie ok. 56%.

Wybory zdają się być testem poparcia dla Donalda Trumpa. Czy pańskim zdaniem jego polityka raczej szkodzi czy pomaga Partii Republikańskiej?

Postać prezydenta zawsze w jakimś stopniu definiuje obóz polityczny, z którego on się wywodzi i to samo możemy powiedzieć o Donaldzie Trumpie, nawet jeśli przez większą część swojego życia miał on z Partią Republikańską niewiele wspólnego. Działania Trumpa w zakresie inicjatyw obniżających podatki czy nominacji na sędziów federalnych na pewno sprzyjają notowaniom Republikanów wśród ich zwolenników. Jednocześnie inne ruchy prezydenta USA, a przede wszystkim jego styl prezydentury, czyli przypisywanie sobie zasług przy jednoczesnym zrzucaniu winy na przeciwników za porażki oraz traktowanie przeciwników politycznych nie tylko jako oponentów, ale jak osobistych wrogów, raczej nie pomagają Republikanom w zdobyciu zaufania wyborców niezależnych i umiarkowanych. Myślę, że w dużym stopniu dzisiejsze wybory pokażą czy ten bilans wypada na korzyść czy na niekorzyść polityków i kandydatów Partii Republikańskiej. 

Czy porażka Republikanów może oznaczać duże turbulencje dla prezydenta USA na drodze do ewentualnej reelekcji?

To zależy jakie byłyby rozmiary tej porażki i jak prezydent na nią zareaguje. Jeszcze w kampanii wyborczej 2016 Donald Trump zapowiadał przeprowadzenie dużych projektów odbudowy infrastruktury, na co środków nie chce wyasygnować obecny Kongres. Jednak Izba Reprezentantów, w której przeważać będą Demokraci może być bardziej skłonna wyrazić na te projekty zgodę, a jeśli Republikanie zachowają niewielką przewagę w Senacie, to wówczas będzie szansa przekonać do nich także kilku senatorów z tej partii. Jednocześnie przewaga Demokratów w którejkolwiek z izb znacznie utrudni przeprowadzenie przez Kongres projektów ustawodawczych, a że w ciągu dwóch pierwszych lat prezydentury administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych nie była w tym zakresie zbyt aktywna, to rywale Donalda Trumpa w kampanii 2020 roku, obojętnie czy z lewej czy z prawej strony, będą się starali pokazać go jak prezydenta, który dużo mówi i przypisuje sobie liczne zasługi, ale tak naprawdę niewiele robi.

Załóżmy, że Partia Republikańska utraci większość w obu izbach. Czy to oznacza, że w Stany Zjednoczone będzie czekać polityczny paraliż?

To zależy co rozumiemy przez słowo paraliż. Ale generalnie w kilku ostatnich dekadach zauważalna jest tendencja, że po midterm spada tempo prac w Kongresie - urzędująca administracja żyje już kolejnym cyklem prezydenckim. Z kolei wielu polityków kongresowych jest zaangażowanych w rozpoczynającą się kampanię o nominację prezydencką i praca nad projektami legislacyjnymi idzie dużo wolniej. Jeśli Demokraci zdobędą większość w obydwu izbach, to wydaje się, że będzie to równoznaczne z inauguracją kampanii prezydenckiej 2020, choć dużo zależeć też będzie od rozmiarów ich zwycięstwa. Jeśli ewentualna porażka Republikanów zostanie uznana za gigantyczną, to może się przecież zdarzyć, że któryś z polityków tej partii rzuci Donaldowi Trumpowi wyzwanie w prawyborach, co na tę chwilę wydaje się mało prawdopodobne. Porzucając kwestie związane z kampanią 2020 jest jednak pewne, że prezydentowi trudniej będzie rządzić mając Kongres z przeważającą choć w jednej izbie Partią Demokratyczną niż obecnie.

msze