Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Paweł Słójkowski 09.04.2019

Liga Mistrzów: Tottenham zatrzyma maszynę Pepa Guardioli? Ćwierćfinały czas zacząć

We wtorek rozpoczną się ćwierćfinały piłkarskiej Ligi Mistrzów. Wieczorem kibice zobaczą w akcji trzy pierwsze drużyny Premier League - każda z nich znajduje się w diametralnie innej sytuacji.
Posłuchaj
  • O spotkaniu rywalizacji dwóch angielskich klubów w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Londynu Adam Dąbrowski (IAR)
  • Liverpool wydaje się być faworytem w rywalizacji z Porto. Te drużyny spotkały się też w zeszłym sezonie, co dla Portugalczyków nie skończyło się dobrze - o czym w korespondencji z Londynu przypomina Adam Dąbrowski (IAR)
  • Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek prognozuje, które drużyny awansują do półfinałów (IAR)
  • W 1/4 finału Ligi Mistrzów przeciwko sobie nie zagrają Argentyńczyk Lionel Messi z Barcelony i Portugalczyk Cristiano Ronaldo z Juventusu. Prezes PZPN mówi, że nie liczył na ich pojedynek przed losowaniem par ćwierćfinałowych (IAR)
  • Boniek chociaż kibicuje swojej byłej drużynie, to wskazuje innego faworyta do wygrania tegorocznej edycji Ligi Mistrzów (IAR)
  • Według Macieja Sawickiego, sekretarza generalnego PZPN, w starciu angielskich drużyn, lepszy okaże się klub z Manchesteru (IAR)
  • W drugim wtorkowym meczu Liverpool podejmie FC Porto. Sawicki przypomina, że w 1/8 finału, angielski zespół był znacznie lepszy od Bayernu Monachium (IAR)
Czytaj także

Program ćwierćfinałów piłkarskiej Ligi Mistrzów:

Wtorek, 9 kwietnia
Tottenham Hotspur - Manchester City (godz. 21.00)
Liverpool - FC Porto (21.00)

Środa, 10 kwietnia
Manchester United - Barcelona (21.00)
Ajax Amsterdam - Juventus Turyn (21.00)

Rewanże

Wtorek, 16 kwietnia
Barcelona - Manchester United (21.00)
Juventus Turyn - Ajax Amsterdam (21.00)

Środa, 17 kwietnia
FC Porto - Liverpool (21.00)
Manchester City - Tottenham Hotspur (21.00)

Kibice angielskiej piłki w obecnym sezonie mają powody do zadowolenia - rywalizacja w Premier League jest wyjątkowo zacięta, na sześć kolejek do końca rozgrywek Liverpool i Manchester City cały czas idą łeb w łeb w wyścigu o mistrzostwo, pasjonująco przebiega także gra o to, kto znajdzie się w TOP 4 i zapewni sobie grę w kolejnej edycji Ligi Mistrzów.

Za plecami gigantów toczy się też bój o Ligę Europy, w którym biorą udział Leicester, Wolverhampton, Everton i Watford. W tej chwili nie można być pewnym niczego prócz tego, że w każda z pozostałych kolejek będzie miała ogromne znaczenie dla końcowego układu tabeli.

Ligowa czołówka nie tylko dostarcza kibicom wrażeń na krajowym podwórku, ale też spisuje się bez zarzutu w europejskich pucharach. Zarówno w Lidze Mistrzów, jak i w Lidze Europy można cały czas oglądać zespoły z czołowej szóstki.

***

To sytuacja, której nie obserwowaliśmy od dawna - w ostatnich sezonach do znudzenia powtarzał się scenariusz, który poddawał w wątpliwość piłkarską jakość angielskiej elity. Od sezonu 2008/09, kiedy w 1/4 finału zameldowały się cztery wyspiarskie ekipy, mija już dekada. Poprzednich sześć lat stało pod znakiem hiszpańskiej dominacji - za każdym razem oglądaliśmy w najlepszej ósemce Starego Kontynentu Atletico, Barcelonę i Real, który aż czterokrotnie zwyciężał w całych rozgrywkach. Ten rok pokazuje, że być może ta tendencja dobiega końca.

Tak, ligowe zmagania w Anglii dostarczały wiele wrażeń, zespoły biły transferowe rekordy, wydawały krocie na czołowych piłkarzy świata. Problem w tym, że kiedy dochodziło do konfrontacji z zespołami spoza Wysp, reprezentantów Premier League czekała brutalna weryfikacja.

Potęgi Starego Kontynentu zdecydowanie pokazywały im miejsce w szeregu, zdarzały się też wpadki, które dodatkowo frustrowały kibiców, jak chociażby odpadnięcie Manchesteru United z Sevillą czy porażka Manchesteru City w dwumeczu z Monaco. Mówiąc w telegraficznym skrócie - mocno przypominało to reprezentacyjną piłkę, w której Anglicy prężyli muskuły i budzili zdziwienie bezpodstawnym samozachwytem, a w kluczowych momentach zdecydowanie zawodzili.

Teraz wszystko ma potoczyć się inaczej, a oczy piłkarskiego świata po raz kolejny czujnie przyglądają się na to, nad czym pracuje Pep Guardiola. Hiszpan po raz ostatni sięgnął po zwycięstwo w Lidze Mistrzów w 2011 roku, mimo wielkich nadziei podczas pracy w Bayernie i astronomicznych pieniędzy, które miał do dyspozycji od początku swojej kadencji na Etihad Stadium.

Projekt Manchester City ma wejść w najważniejszą fazę właśnie w obecnym sezonie - "Obywatele" cały czas mają szansę na poczwórną koronę i zapewnienie sobie miejsca w historii. Czy ich na to stać? Chyba nikt, kto ogląda regularnie mecze tej drużyny, nie może w to wątpić.

We wtorkowy wieczór mistrzowie Anglii wyjdą na murawę Tottenham Hotspur Stadium, na który w ubiegłym tygodniu przeniósł się zespół "Spurs".

Czytaj dalej
tottenham 1200.jpg
Premier League: imponujący pokaz ambicji i nowy rozdział w historii Tottenhamu. "Witajcie w domu"

***

Przez prawie dwa lata trwała banicja klubu z północnego Londynu, który był zmuszony do podejmowania swoich rywali na Wembley. Będzie to drugi mecz "Kogutów" na nowym stadionie - w pierwszym w środę pokonali Crystal Palace 2:0.

- Nowy stadion już jest dla nas jak dom. To wspaniały obiekt i czujemy się na nim komfortowo. Kibice na pewno będą za nami. To wielki i trudny mecz, ale jestem pełen zapału i myślę, że moi koledzy również - stwierdził Dele Alli. Na internetowych forach widać dużą mobilizację wśród fanów londyńskiego zespołu, którzy apelują o doping, który zdeprymuje przyjezdnych, przy pełnym wykorzystaniu akustyki tego imponującego obiektu. Cel będzie prosty - zgotować "Obywatelom" przyjęcie, które sprawi, że w ich poczynania wkradnie się nerwowość.

Tylko czy to w ogóle możliwe? Manchester City w ostatnim czasie przypomina maszynę. Wygrywa z kim chce i jak chce, mając na swoim koncie 14 kolejnych zwycięstw, w tym zdeklasowanie Schalke 7:0 i Chelsea 6:0. W wielu spotkaniach można było odnieść wrażenie, że piłkarze Guardioli kontrolowali przebieg gry i oszczędzali siły przed dalszą częścią wymagającego sezonu. 

***

Tottenham po raz ostatni wygrał z Manchesterem City w październiku 2016 roku, w styczniu 2017 roku szczęśliwie zremisował 2:2. Od tamtego czasu poniósł trzy porażki z "Obywatelami". Trudno wskazać sposób, który wydawałby się optymalnym na to, by pokonać tego przeciwnika.

Teoretycznie, bez wdawania się w szczegóły dotyczące taktyki, metody na pokonanie drużyny Pepa Guardioli są dwie - jedna zakłada nakładanie presji na całym boisku, grę blisko obrońców rywali, licząc na wymuszenie błędów. Problem pojawia się w momencie, kiedy coś pójdzie nie tak - jak chociażby w przypadku Liverpoolu, dla którego podoba taktyka zakończyła się pogromem 0:5. Juergen Klopp po tamtej porażce już nigdy nie zagrał tak odważnie w pojedynku z Guardiolą. Mauricio Pochettino próbował tego rozwiązania w poprzednim sezonie, ale to także zakończyło się brutalną klęską 1:4.

Druga to cofnięcie się do głębokiej defensywy, ograniczenie do minimun pola manewru rywalom i liczenie na ich nieskuteczność. Chyba nikt nie łudzi się, że "Obywatele" ze swoją ofensywą nie zdołają dojść do dogodnych sytuacji, jednak to, że będą je mieli, nie jest równoznaczne z tym, że je wykorzystają. W ten sposób swoje zwycięstwa nad nimi odniosły Crystal Palace, Wolverhampton czy Newcastle.

Problem w tym, że Tottenham w tym sezonie nie może mówić o tym, by jego obrońcy i bramkarz wystrzegali się błędów. W całej Premier League żaden inny golkiper nie popełnił ich więcej niż Hugo Lloris, kosztowne momenty nieuwagi zdarzały się też defensorom, którzy zbyt często gubią się pod presją. Bramka dla City sprawiłaby, że konieczna stałaby się całkowita zmiana koncepcji na to spotkanie. Piłkarze z Manchesteru lubią szybko zaznaczyć swoją dominację, strzelić i nie pozostawić wątpliwości na to, by przeciwnicy dochodzili do głosu i realizowali swoją wizję meczu.

***

Drugą wtorkową parę ćwierćfinałową tworzą Liverpool oraz teoretycznie najsłabsza ekipa w tej fazie rozgrywek - FC Porto.

Portugalski zespół będzie miał okazję do rewanżu za 1/8 finału ubiegłego sezonu, kiedy w pierwszym meczu przegrał u siebie aż 0:5 (hat-trickiem popisał się wówczas Senegalczyk Sadio Mane), więc spotkanie na Anfield było już tylko formalnością (zakończyło się 0:0). Tym razem to właśnie w Anglii rozegrany zostanie pierwszy mecz, a bezbramkowy remis wcale nie byłby złym wynikiem dla podopiecznych trenera Sergio Conceicao.

"The Reds" są z kolei liderami Premier League (mają o jeden rozegrany mecz więcej niż Manchester City), a w ubiegłym sezonie dotarli do finału Ligi Mistrzów, w którym ulegli Realowi Madryt.

- Sama gra w Champions League to wspaniałe uczucie, a gdy jeszcze miałem okazję zdobyć hat-trick, byłem naprawdę szczęśliwy. To był jeden z najwspanialszych wieczorów w mojej karierze. Fantastycznie było też zagrać w finale, ale trafiliśmy na wielki Real, który zasłużył na zwycięstwo. W tym roku mamy kolejną szansę i zrobimy wszystko, żeby wznieść trofeum - zapewnił Mane.

Co dręczy Liverpool? Walka w Premier League z Manchesterem City to ogromne wyzwanie, jednak trzeba pamiętać o tym, że piłkarze Juergena Kloppa roztrwonili dużą przewagę nad rywalami i obecnie starają się po prostu robić swoje, wywierając na "Obywatelach" presję i czekając na ich błąd. "The Reds" cały czas walczą o to, by odkleić łatkę zespołu, który w ważnych momentach zawodzi i nie potrafi sięgnąć po trofeum. Ten sezon ma być przełamaniem i odcięciem się od ciążącym na drużynie fatum.

Rewanże odbędą się 16 i 17 kwietnia. Pierwsze mecze półfinałowe zostaną rozegrane dwa tygodnie później, rewanże - 7 i 8 maja. Finał zaplanowano na 1 czerwca na Estadio Metropolitano w Madrycie.

ps, PolskieRadio24.pl/IAR