Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 04.03.2020

Ekspert OSW ws. migracji: Turcja straszy państwa UE, bo potrzebuje pomocy w starciu z Rosją w Idlibie

- Turcja, stymulując napływ migrantów i uchodźców, próbuje wystraszyć najważniejsze państwa w Unii Europejskiej, Francję i Niemcy, które będą musiały mierzyć się z ewentualnym nowym kryzysem migracyjnym. Chodzi o to, by udzieliły wsparcia politycznego Turcji w rozmowach z Rosją – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Mateusz Chudziak (OSW). Chodzi o ofensywę Asada, przeprowadzaną z pomocą Rosji w Idlibie – i możliwy napływ uchodźców z Idlibu do Turcji.

CZYTAJ TAKŻE
1200_migranci_PAP.jpg
Unijni ministrowie na nadzwyczajnej naradzie. Chodzi o migrację

Na granicy Turcji i Grecji gromadzą się tysiące osób – ich liczba rośnie. Wedle ostatnich danych było to około 25 tysięcy osób. Impulsem do napływu migrantów i uchodźców na granicę Unii Europejskiej była decyzja prezydenta Turcji Recepa Erdogana o otwarciu granic. Migrantów na granicy zatrzymuje Grecja.

Mateusz Chudziak, ekspert Ośrodka Studiow Wschodnich, wyjaśnia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że ta sytuacja ma być w intencji Ankary ostrzeżeniem dla Europy. Podkreśla, że Ankara daje sygnał, iż potrzebuje od państw Europy pomocy dyplomatycznej przeciwko Moskwie  - chodzi o wspieraną przez Rosję ofensywę Baszszara al-Asada w ostatnim bastionie opozycji, Idlibie. Ma ona miejsce od grudnia. W niedzielę Turcja zaczęła operację w tym rejonie, ze względu na straty wśród tureckiej armii. Obecnie Ankara chce, by społeczność międzynarodowa poczuła się do odpowiedzialności w kwestii wojny w Idlibie.

- W Idlibie są cztery miliony ludzi. Pod granicą Turcji już jest około miliona. Jeśli dojdzie do upadku Idlibu, to już w pierwszym etapie w Turcji znajduje się około miliona ludzi. Turcja nie jest w stanie ich przyjąć – zauważa analityk.

Turcja, jak mówi ekspert OSW Mateusz Chudziak, nie może w pełni zaangażować się zbrojnie w Idlibie przeciwko Asadowi – musiałaby bowiem wystąpić przeciwko Rosji, której lotnictwo daje przewagę wojskom reżimu Asada. Prawdopodobnie też, jak wyjaśniał, to Rosja dokonała ataku na pozycje tureckie w Syrii. Chodzi o naloty, w których zginęło 33 tureckich żołnierzy.

Wciąż nie jest to kryzys migracyjny

Czy możemy przewidywać, co  się będzie działo dalej? Co oznacza obecny napływ osób, które chcą przemieścić się do Unii Europejskiej? Mateusz Chudziak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich podkreśla, że choć widać potencjał nowego kryzysu migracyjnego, związany właśnie z sytuacją w Idlibie, to obecnie jeszcze nie mamy z nim do czynienia.

- Tysiące osób na granicy UE robią wrażenie, jeśli porównamy sytuację ze stanem z poprzednich miesięcy – czy generalnie z okresem od czasu wprowadzenia w życie umowy migracyjnej.  Pojawił się ruch, który jest celowo stymulowany przez Turcję. Jednak nie jest to  wciąż poziom, który przyniesie kryzys migracyjny. Istnieje jednak taki potencjał – powiedział Mateusz Chudziak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Jak zauważył ekspert, wynika to z kilku przyczyn. - Po pierwsze - obecna sytuacja jest stymulowana przez Turcję, ale jest obliczona na bardzo krótkoterminowy efekt. Ma służyć temu, by wystraszyć najważniejsze państwa w Unii Europejskiej, Francję i Niemcy, które będą się musiały mierzyć z ewentualnym nowym kryzysem migracyjnym. Chodzi o to, by udzieliły wsparcia politycznego Turcji w rozmowach z Rosją – ocenił analityk.

- To brutalna forma – i impertynencki sposób realizacji swoich celów, połączony z instrumentalizowaniem uchodźców – zaznaczył.

To jednak, jak podkreślił, może być jednak tylko przedsmak tego, co może się stać w wypadku upadku opozycji w Idlibie. Ekspert przypomniał, że z Idlibu do Turcji już w początkowej fazie może przedostać się około miliona uchodźców.

Turcja, jak wyjaśniał Mateusz Chudziak, nie jest w stanie przyjąć  tak dużej grupy uchodźców. - Po pierwsze to powody ekonomiczne – turecka gospodarka poprawiła się po recesji, ale nadal nie jest stabilna. - Drugi powód – to fakt, że w społeczeństwie tureckim rozpleniły się nastroje antysyryjskie, ksenofobiczne, rozpowszechniły się różnego rodzaju wulgarne stereotypy na temat Arabów, Syryjczyków w szczególności – wyjaśniał.

- Z uwagi na trudną sytuację gospodarczą cała frustracja społeczna skupia się na uchodźcach syryjskich – dodał.

- Z tych choćby powodów przyjęcie nowych uchodźców syryjskich to poważne wyzwanie natury wewnętrznej dla władz tureckich. W związku z tym grają w sposób nieczysty – mówił nasz rozmówca.

Chodzi o walki w Idlibie

Czy władze Turcji chcą uzyskać od UE wsparcie tylko w kwestii Idlibu, czy może także w kwestii dotychczasowych uchodźców? Mateusz Chudziak podkreślił, że chodzi obecnie o sytuację w Idlibie i Ankara to wyraźnie artykułuje.

- Dotychczasowa umowa migracyjna jest wykonywana. Nie dalej jak miesiąc temu kanclerz Niemiec Angela Merkel podejmowała działania, których celem było kontynuowanie tej współpracy. Po to m.in. udała się do Stambułu. Współpraca po obu stronach przynosiła konkretne efekty. Przekazywano pieniądze z Unii Europejskiej na najbardziej potrzebujących uchodźców syryjskich. A Turcja pilnowała swoich granic. Dzisiaj w Turcji nikt nie mówi o pieniądzach – nikt nie mówi o tym, że przekazywane są za wolno albo w za małych kwotach. Prezydent Erdogan mówi wprost, że Turcja oczekuje od państw UE politycznego wsparcia i zaangażowania w problem opozycji syryjskiej. To mówi expressis verbis – zaznaczył analityk.

- Uznałbym, że na obecnym etapie decyzja Turcji ws. migrantów to sygnał i targ polityczny. Jednak problem  może eskalować i istnieje taka groźba, że dojdzie do nowej odsłony kryzysu migracyjnego. Wtedy będzie to problem polityczny, jak i związany z koniecznością zapanowania nad niekontrolowanymi migracjami – mówił Mateusz Chudziak.

Kluczem jest sytuacja w Idlibie

Sytuacja w Idlibie jest bardzo trudna. Do prowincji tej uciekło w czasie wojny w Syrii wiele osób, których życie było zagrożone pod rządami Baszszara al-Asada. Tymczasem od grudnia siły Asada prowadzą tam ofensywę, wspieraną przez Rosję.

Mateusz Chudziak przypomniał, że w czwartek planowane są rozmowy prezydentów Rosji i Turcji, Władimira Putina i Recepa Tayyipa Erdogana. Mają one, według Erdogana, doprowadzić do zawieszenia broni w Idlibie. Wcześniej kanclerz Niemiec Angela Merkel mówiła, że Putin nie zgodził się na czterostronne rozmowy w sprawie Idlibu.

- W czwartek ma się odbyć spotkanie  prezydentów Erdogana z prezydentem Putinem. Mogą zapaść tam nowe decyzje. Jednak w najbardziej optymistycznym dla Turcji wariancie będzie to oznaczało znaczną redukcję strefy deeskalacji, na którą umówiły się Turcja i Rosja w 2017 roku. Asad odzyska trwale kontrolę nad dużą częścią tego terytorium, natomiast Rosja może zagwarantować spokój w zredukowanym terytorium części Idlibu i to pozwoli odłożyć w czasie ostateczny upadek opozycji. Jednak trwale nie rozwiąże to problemu migracyjnego, przed którym stoi Turcja, jedynie odłoży go w czasie – zaznaczył ekspert OSW.

Asad na pewno będzie starał się odzyskać terytorium Idlibu w całości - a Rosja zaś bynajmniej go nie zatrzymuje.

- Rosja go nie zatrzymuje i prawdopodobnie to rosyjskie lotnictwo ostrzelało pozycje tureckie. Turcja nie będzie jednak walczyć z Moskwą wprost – mówił analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

Turcja, jak zauważył, być może byłaby w stanie militarnie odeprzeć ofensywę. - Jednak to wiązałoby się  z bezpośrednimi walkami z Rosją. Żeby odeprzeć ofensywę, trzeba sobie poradzić z lotnictwem rosyjskim. Ono dalej przewagę Asadowi. Trzeba wejść w otwarty konflikt z Rosją, a Turcji politycznie nie stać na coś takiego – podsumował ekspert OSW.


***

Z Mateuszem Chudziakiem z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl