Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Agnieszka Kamińska 20.07.2020

Armenia i Azerbejdżan od 2018 roku zaczynały ze sobą rozmawiać. Czy ostatnia eskalacja przyniesie wojnę?

Ostatnia eskalacja, najpoważniejsza od 2016 roku, może zatrzymać pozytywny trend w rozmowach pokojowych Azerbejdżanu i Armenii, który obserwujemy od czasu przejęcia władzy w Armenii przez Nikola Paszyniana w 2018 roku – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Mateusz Kubiak (ekspert ds. Kaukazu Południowego, autor bloga "Kaukaz Kaukaz"). Jak mówi, od tamtego czasu oba państwa ustanowiły łączność kryzysową sztabów, prowadziły rozmowy o wymianie jeńców.

Starcia na granicy Armenii i Azerbejdżanu, które rozpoczęły się 12 lipca, w ostatnich dniach ucichły. W ich trakcie zginęli wysocy rangą wojskowi, Azerbejdżan wymienił ministra spraw zagranicznych.


PIXABAY Armenia 1200.jpg
Konflikt Armenia-Azerbejdżan. Ekspert: Rosja wykorzystuje ten konflikt dla swoich celów

- Eskalacja na granicy z Armenią mogła być do pewnego stopnia potrzebna władzom w Azerbejdżanie, by zmobilizować społeczeństwo wokół ośrodka władzy – ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Mateusz Kubiak, ekspert ds. Kaukazu Południowego.

Zaznacza, że wymiana szefa MSZ Azerbejdżanu, choć przypadła na czas starć, to wynik walki klanowej w tym kraju, jego los od pewnego czasu zdawał się być przesądzony. Jego dymisja może być wiązana z ekspansją polityczną klanu Paszajewów, związanych z żoną prezydenta Ilhama Alijewa, Mehriban Alijewą.

***

- Mieliśmy od czynienia z najpoważniejszym incydentem od czasu tzw. wojny czterodniowej z 2016 roku – zaznacza ekspert. Uważa, że wymiana ognia i intensywność starć między stronami wróci do poprzedniego poziomu, charakterystycznego dla tego tlącego się od lat konfliktu.

Ekspert zwraca uwagę, że na Kaukazie rządzić i dzielić próbuje Rosja. Moskwa próbowała m.in. wykorzystać sytuację po wojnie czterodniowej – mówi Mateusz Kubiak, zaznaczając, że Kreml chciałby prawdopodobnie wprowadzić do regionu „siły pokojowe”. Kreml, jak zaznaczył, stara się rozgrywać obie strony, próbując zakulisowych mediacji

Więcej o tym, jak może rozwinąć się sytuacja w relacjach między Armenią i Azerbejdżanem, co mogło wpłynąć na zaostrzenie konfliktu, jaką rolę odgrywa w regionie Rosja – o tym w rozmowie.

 

PAP PAP

PolskieRadio24.pl: W ostatnich dniach doszło do poważnych starć na granicy Armenii i Azerbejdżanu – nie w regionie Górskiego Karabachu, ale między prowincją Tawusz, a rejonem Towuz w Azerbejdżanie. Przebieg konfliktu był dość ostry, zginęli wysocy rangą wojskowi, doszło do wymiany ministra spraw zagranicznych. Co dzieje się obecnie na granicy armeńsko-azerbejdżańskiej? Ku czemu to zmierza?

Mateusz Kubiak, ekspert ds. Kaukazu Południowego, autor bloga ”Kaukaz Kaukaz”: Można już starać się podsumować to, co się stało, jako że przez ostatnie kilka dni obserwujemy względnie spokojną sytuację na granicy armeńsko-azerbejdżańskiej. Nie dochodzi do ostrzałów artyleryjskich i większych starć.

Mieliśmy od czynienia z najpoważniejszym incydentem od czasu tzw. czterodniowej wojny z 2016 roku. Co więcej, jest to chyba najpoważniejszy wybuch walk na „właściwej” granicy obu państw, a nie w samym Górskim Karabachu, od ponad 20 lat. Jednocześnie wreszcie, ostatnie wydarzenia stanowią dowód, że nie należało się spodziewać przełomu w rozmowach pokojowych, które toczyły się intensywniej od czasu, gdy w 2018 roku doszło do zmiany władzy w Armenii.

2018 rok – to do pewnego stopnia był przełom, otwarcie nowego rozdziału, ponieważ relacje pomiędzy oboma państwami stabilizowały się od tego czasu. Obserwowana była mniejsza liczba ostrzałów, zanikły incydenty z użyciem artylerii, dochodziło do pomniejszych incydentów, w rodzaju ostrzałów, które niestety wpisują się w codzienność stosunków armeńsko-azerbejdżańskich.

Możliwą stała się intensyfikacja kontaktów pomiędzy oboma państwami w ramach procesu mińskiego pod auspicjami OBWE - to jest ten oficjalny format rozmów pokojowych między Armenią i Azerbejdżanem.

Doszło także do kontaktów pomiędzy głowami obu państw, pomiędzy premierem Armenii Nikolem Paszynianem i prezydentem Azerbejdżanu Ilhamem Alijewem.

Były pewne powody do optymizmu, chociaż osobiście raczej studziłem te emocje - wydawało się, że to jest taka przejściowa stabilność, która niestety nie ma potencjału, żeby przerodzić się w coś bardziej trwałego, w zalążek porozumienia pokojowego w przyszłości. W ostatnich miesiącach obserwowaliśmy zresztą już przeciwny trend, to znaczy liczba tych incydentów zaczęła rosnąć, pojawiała się coraz groźniejsza retoryka z obu stron, w której zarówno Armenia jak i Azerbejdżan nie wahały się grozić tym, że mogłyby powrócić do wojny w pełnej skali z przeciwnikiem.

Zwieńczeniem tego negatywnego trendu są wydarzenia z ostatnich dni.

W tym konflikcie, w perspektywie długofalowej, jak się często podkreśla, karty rozdaje Rosja i nie zależy jej na tym, by go zakończyć.

Tak, choć jeśli chodzi o ostatnią eskalację, nie widzę tutaj dowodów na to, by starcia miały być inspirowane ze strony Rosji. Trzeba mieć świadomość tego, że pomiędzy oboma stronami konfliktu jest ogromna nienawiść. Tak jak wspomniałem, czy to na granicy armeńsko- azerbejdżańskiej, czy to w regionie Górskiego Karabachu, codziennością są tego typu incydenty. Łatwo jest o prowokacje, które mogą się wymknąć spod kontroli.

Inną sprawą jest, że moglibyśmy domniemywać, czy któraś ze stron nie miała teraz interesu w tym, by doszło do takiej kontrolowanej lub niekontrolowanej eskalacji napięcia i większych starć.

Jednak w dłuższej perspektywie - w trakcie trwania tego konfliktu Rosja dozbraja obie strony i dba o to, by nie zakończył się on rozwiązaniem pokojowym, jest to jej na rękę.

Zdecydowanie bardziej uzależniona od Rosji jest strona armeńska, stacjonują tam rosyjscy żołnierze w bazie w Giumri, znajdują się oni także np. na granicy Armenii z Iranem. Armeńska gospodarka jest w dużym stopniu uzależniona od Rosji. Azerbejdżan jednak także liczy się z Rosją, która chciałaby zwiększać swoje wpływy w tym państwie.

Rzeczywiście, w długoterminowej perspektywie Rosja rozgrywa ten konflikt. Nie mam wątpliwości, że w interesie rosyjskim nie leży otwarte i bezwarunkowe wsparcie jednej ze stron konfliktu, ale raczej mediacje i .rozgrywanie zakulisowe kanałami dyplomatycznymi obu stron, na przykład w celu uzyskiwania koncesji w poszczególnych obszarach współpracy dwustronnej.

Możemy wrócić do 2016 roku, kiedy to doszło do wojny czterodniowej i bardzo poważnie dyskutowano tym, czy Rosja nie przeforsuje tzw. plany Ławrowa, czyli rosyjskiej koncepcji tego, jak można uregulować sytuację w Górskim Karabachu. Ten plan miał zakładać w rosyjskim scenariuszu, przynajmniej według tego, co przedostało się do opinii publicznej, rozmieszczenie rosyjskich wojsk pokojowych.

Można spekulować, że to dla Moskwy byłby docelowo idealny scenariusz. Poprzez niego Rosja zwiększyła by swoje wpływy w regionie.

Rosja na pewno rysuje różne scenariusze. A wokół tego konfliktu jest jednak pewna mgła tajemnicy. Nie jest jasna dokładna przyczyna zaostrzenia sytuacji. Konflikt przybrał na sile, zginęli wysocy rangą wojskowi, po czym sytuacja się uspokoiła…

Fakt wystąpienia starć na dużą skalę wiązałbym z narastającym napięciem na przestrzeni ostatnich miesięcy.

W pierwszych pięciu-sześciu miesiącach tego roku, jeszcze przed wybuchem obecnych walk, na linii frontu zginęło więcej osób niż przez cały poprzedni rok. Co więcej, w poprzednich tygodniach pojawiały się również groźby z obu stron co do gotowości podjęcia działań wojskowych na pełną skalę, jeżeli zajdzie taka konieczność.

Azerbejdżan także otwarcie skrytykował kierunek procesu pokojowego i działania mińskiej grupy OBWE. Ze strony azerbejdżańskiego prezydenta padły słowa o tym, że wbrew narracji proponowanej przez mediatorów, dopuszczać jedynie pokojowe rozwiązania konfliktu o Górski Karabach.

Do końca nie będziemy wiedzieć, która ze strona rozpoczęła walki 12 lipca. Obie strony przedstawiają zupełnie odmienne wersje, jeśli chodzi o rozwój wydarzeń.

W tym regionie już wcześniej dochodziło do ostrzałów, tylko że bez użycia artylerii, co więcej faktyczna linia rozgraniczenia nie pokrywa się tam akurat z przebiegiem oficjalnie wytyczonej na mapach granicy, co sprzyja incydentom. W grę wchodziła także kwestia strategicznego położenia jednego ze wzgórz, dającego możliwość potencjalnego ostrzeliwania okolicznych wiosek.

Możemy tylko spekulować, czy ta eskalacja nie była do pewnego stopnia potrzebna władzom w Azerbejdżanie, by zmobilizować społeczeństwo wokół ośrodka władzy, zapewnić konsolidację społeczeństwa, które pozostaje ogarnięte nienawiścią do Ormian. Wznowienie walk mogło być obliczone na to, by do pewnego stopnia odwrócić uwagę społeczeństwa od aktualnych problemów, które są związane z epidemia koronawirusa.

Czy obecnie możemy przewidywać, co dalej? Czy ta wymiana ognia będzie miała jakieś konsekwencje, czy jeszcze za mało wiemy?

Nie możemy z całą pewnością stwierdzić, co będzie dalej w najbliższych dniach i tygodniach. Spodziewałbym się scenariusza, w którym  walki i prowokacje utrzymują się, ale na mniejszym poziomie. Z pewnością będzie dochodzić do kolejnych incydentów, choć nie tak gwałtownych jak w tej odsłonie.

Nadal będą ginęli żołnierze, dalej obie strony będą informować o ostrzałach, o zestrzeleniu dronów, ostrzelaniu pojazdów opancerzonych. Ta sytuacja będzie się, niestety, utrzymywać.

To nowy etap starć?

Na pewno krok w złą stronę, jeżeli chodzi o perspektywy na stabilizację sytuacji pomiędzy oboma państwami. Przez ostatnie dwa lata mieliśmy bowiem do czynienia z pewnymi małymi sukcesami jeżeli chodzi o rozwój procesu pokojowego. Głowy obu państw były w stanie ze sobą rozmawiać, także porozumiano się co do tego, by przywrócić bezpośrednią łączność pomiędzy sztabami obu państw na wypadek kryzysów, takich jak teraz.

W ostatnich miesiącach prowadzone były rozmowy, by umożliwić formy kontaktu pojmanych żołnierzy z rodzinami. Rozmawiano na temat wymiany jeńców. Obserwowaliśmy małe kroki, które oczywiście w skali historii konfliktu nie są niczym przełomowym, jednak niosły ze sobą pozytywną zmianę. Teraz będzie o to znacznie ciężej; możliwe, żeproces szukania porozumienia znowu wyhamuje. Rozmowy będą znacznie trudniejsze.

Będzie więcej incydentów zbrojnych.

Niezależnie od liczby incydentów, kluczową kwestią jest klimat do rozmów, jakie są perspektywy na to, były znajdować porozumienie w małych sprawach, ale w długiej perspektywie, które będą rzutowały na budowanie wzajemnego zaufania do siebie po obu stronach barykady.

Teraz będzie zdecydowanie ciężej o podtrzymanie tych kontaktów.

Podczas konfliktu doszło do wymiany ministra spraw zagranicznych.

Faktycznie, doszło do odwołania ministra spraw zagranicznych Azerbejdżanu ,Elmara Mammadiarowa. Pozornie wydawałoby się, że ma ona związek z eskalacją konfliktu, jednak w rzeczywistości tej dymisji oczekiwano od pewnego czasu. W ostatnich miesiącach pojawiały się bowiem kolejne sygnały, że szef MSZ Elmar Mammadiarow jest na celowniku, został wytypowany do wymiany.

W mediach pojawiały publikacje, w których zawarte były informacje, które miały skompromitować szefa MSZ czy członków jego rodziny. Pojawiały się np. doniesienia o luksusowych apartamentach jego rodziny, sugestie o układach korupcyjnych, doszło do zatrzymań w MSZ. To sugerowało, że nadchodzi czas wymiany szefa tego resortu. Tak się stało.

Minister Mammadiarow, dodajmy, urzędował od 2004 roku. Prezydent wysunął poważne zarzuty, stwierdził, że nie było go na posterunku, gdy toczyły się walki. Nowym szefem MSZ został dotychczasowy minister edukacji Dżejhun Bajramow – osoba, która nigdy nie zajmowała się dyplomacją i nie ma doświadczenia, jeżeli chodzi o sprawy międzynarodowe.

Wymianę szefa dyplomacji można odczytywać nie tyle w kontekście eskalacji konfliktu z Armenią, ale długotrwałych procesów w samym Azerbejdżanie, które obejmują przetasowania w ramach elit.

To się dokonuje od dłuższego czasu  - na przestrzeni ostatniego roku, dwóch ten proces dodatkowo przyspiesza.

Wydaje się, że umacnia się pozycja klanu Paszajewów. To klan osób związanych z rodziną pierwszej damy, Mehriban Alijewewej z domu Paszajewów. Grupa ta przejmuje coraz większą kontrolę nad procesami politycznymi w Azerbejdżanie. Nowego szefa dyplomacji można wpisywać w nowy układ wpływów.


Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl