Chcą tam zabrać krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego. Proszą żonę prezydenta, by im w tym pomogła.
"Może to wydać się odważne, ale chcielibyśmy do Smoleńska polecieć samolotem. Symbolicznie dokończyć tamtą niedokończoną podróż. Wylądować tam "za Nich" i "dla Nich". Wierzymy, że choć to trudne lotnisko, obie strony - i polska, i rosyjska - mogą i uczynią wszystko, aby lot był bezpieczny, jeśli wszyscy na każdym etapie swojego działania będą postępowali zgodnie z zasadami najwyższego poziomu odpowiedzialności. Chcemy po prostu przejść te metry, których IM zabrakło, aby dolecieć do pasa lotniska. Jest dla nas także niezmiernie ważne, aby okazać wdzięczność mieszkańcom Smoleńska, o których wiemy, że przychodzą na miejsce katastrofy, aby palić znicze i modlić się za naszych zmarłych" - czytamy w liście.
Rodziny piszą, że mogłyby zabrać ze sobą krzyż z Krakowskiego Przedmieścia. "Do Smoleńska, na miejsce najtragiczniejszego wydarzenia współczesnej historii Polski, zabralibyśmy w ten sposób wszystkie wylane pod tym krzyżem łzy i serdeczne cierpienie głęboko wzruszonych Polaków. Stanąłby tam, aby uświęcać miejsce tragicznej śmierci 96 wspaniałych ludzi" - czytamy.
rk,gazeta.pl