Logo Polskiego Radia
IAR
Radosław Różycki 04.01.2011

Bez dowodów na otrucie dziennikarzy

Niemiecka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie domniemanej próby otrucia rosyjskiego dysydenta i jego żony.
KremlKreml

Prokuratura uznała, że nie ma dowodów, iż ktoś próbował ich otruć - a przynajmniej, by taka próba była podjęta na terenie Niemiec, gdzie mieszkają od kilku miesięcy.

Na początku listopada we krwi małżeństwa Wiktora i Mariny Kałasznikowów lekarze z berlińskiego szpitala Charite stwierdzili bardzo wysoki poziom rtęci. Oboje są dziennikarzami i od lat ostro krytykują rosyjski rząd. Wiktor Kałasznikow był niegdyś ekspertem wojskowym i pułkownikiem KGB. Później pracował w sztabie Borysa Jelcyna, a następnie w jednym z rosyjskich koncernów naftowych.

Kałasznikow i jego żona popadli w konflikt z Kremlem w okresie prezydentury Władimira Putina. Jako niezależni dziennikarze ostro krytykowali zwłaszcza rosyjską ofensywę w Czeczenii. Według niemieckich mediów Kałasznikowowie są pewni, że za ich zatruciem rtęcią stoją "ludzie z kręgów rosyjskich tajnych służb".

W listopadzie 2006 roku w londyńskim szpitalu zmarł były rosyjski szpieg Aleksander Litwinienko. W jego ciele stwierdzono duże ilości zabójczego izotopu polon 210. Litwinienko, zagorzały krytyk ówczesnego prezydenta Władimira Putina, twierdził, że zna mroczne tajemnice rosyjskich tajnych służb. W 1998 roku oświadczył publicznie, że władze FSB zleciły mu zamach na życie znanego krytyka Kremla Borysa Bieriezowskiego. W 2000 uciekł do Anglii, gdzie po kilku latach uzyskał brytyjskie obywatelstwo. W opublikowanym krótko przed śmiecią oświadczeniu Aleksander Litwinienko obarczył odpowiedziałnością za swoje otrucie Władimira Putina.

rr