Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Bartosz Goluch 01.03.2022

Witalij Kliczko na barykadach Kijowa. Heroiczna postawa legendy, grupa Wagnera na jego tropie

Witalij Kliczko na ulicach Kijowa bierze obecnie udział w najważniejszej walce życia. Stawką pojedynku z rosyjskim agresorem jest wolność Ukrainy i przyszłość wieloletniego mistrza wagi ciężkiej. Jeśli wygrają Rosjanie, może w obu przypadkach będzie ona rysować się w ciemnych barwach.

Wciąż "panujący" mistrzowie boksu Oleksandr Usyk, Wasyl Łomaczenko, a także brat Witalija Władimir Kliczko, wzorem mera Kijowa przystąpili do obrony ukraińskiej stolicy. 50-letni dziś pięściarz nieustannie dodaje rodakom otuchy, publikując materiały z frontu i wstawiając się za swoim narodem w zagranicznych mediach.

Pozostańcie w domach i nie panikujcie. My zrobimy wszystko, żeby sytuacja pozostała pod kontrolą i chciałbym dodać, że w Kijowie nie było dotąd żadnej wyjątkowej sytuacji. (...) Wszyscy pokażemy silnego ducha i wszystko będzie dobrze - mówił niedawno w rozmowie z niemieckim "Bildem".

Z ringu do gabinetu

Wielka sympatia i uznanie rodaków, które umożliwiły starszemu z braci Kliczko karierę polityczną, nie mogą dziwić. Witalij był bowiem nie tylko pierwszym ukraińskim mistrzem wagi ciężkiej, ale również wzorem sportowca. Kliczko nigdy nie stosował popularnego wśród pięściarzy "trash talku" i zawsze podchodził do swoich rywali z należytym szacunkiem.

Po raz pierwszy w politykę Kliczko zaangażował się w 2004 roku, kiedy jako panujący mistrz świata wyszedł do walki z Dannym Williamsem w spodenkach z pomarańczową chustą, a jego współpracownicy założyli nakrycia głowy w tym samym kolorze. Był to gest poparcia dla "Pomarańczowej Rewolucji" na Ukrainie.

Na dobre w politykę "Dr. Żelazna Pięść" zaangażował się jednak dopiero po pierwszym "zakończeniu kariery" (drugie i ostatnie nastąpiło w 2011 roku). Wówczas, w 2006 roku, po raz pierwszy ubiegał się o stanowisko mera Kijowa. Zdobył 23 proc. głosów, zajmując drugie miejsce, natomiast w kolejnym podejściu był trzeci.

Na przełomie 2013 i 2014 roku Kliczko aktywnie uczestniczył w tzw. Majdanie, a do historii przeszła jego "pogadanka" z funkcjonariuszami Berkutu. Odwaga i charyzma pięściarza zapewniła mu zwycięstwo w wyborach mera Kijowa w 2014 roku.

Kraj ważniejszy od majątku

Choć jego styl walki opierał się głównie na trzymaniu dystansu, ciosach prostych i wykorzystywaniu dużego zasięgu ramion, przyparty do muru Kliczko potrafił wykazać się brawurą. Tak było m.in. w starciu z Lennoxem Lewisem, kiedy mało znany szerszej publiczności Ukrainiec omal nie rzucił na kolana ówczesnego mistrza. Ostatecznie Kliczkę wyeliminowała fatalna kontuzja łuku brwiowego, ale po walce eksperci zgodnie uznali, że to on prezentował się lepiej niż formalny zwycięzca.

Decyzja o udziale w obronie Ukrainy przed najeźdźcami to kolejny przykład heroicznej postawy Kliczki, który jako multimilioner mógł wybrać wygodne życia z dala od wojennej pożogi. Sprawny biznesmen, posiadacz doktoratu z nauk o sporcie i przede wszystkim ikona boksu - ilu ludzi o takim statusie zdecydowałoby się zaryzykować wszystko, by ratować swoją ojczyznę? Z pewnością niewielu.

Najważniejsza walka Kliczki

Jak nietrudno się domyślić, Kliczko znalazł się na celowniku Władimira Putina. "The Times" podaje, że mer Kijowa został wpisany na "czarną listę" prezydenta Rosji, gdzie widnieją nazwiska Ukraińców, których kremlowski despota pragnie zlikwidować. "Zlecenie" na Kliczkę, a także na prezydenta Zełenskiego, ma zrealizować bojówka składająca się z 400 doskonale wyszkolonych najemników. W jej skład wchodzi m.in. sławetna Grupa Wagnera, oskarżana o zbrodnie wojenne, gwałty i tortury. 

Ogromne ryzyko, jakie podjął były mistrz wagi ciężkiej wydaje się zatem jeszcze większe. Obecność postaci takich jak Kliczko czy pozostali słynni bokserzy sprawia jednak, że Ukraińcy jeszcze bardziej wierzą w szansę skutecznej obrony przed rosyjskim agresorem. Dla mera Kijowa to bez wątpienia najważniejsza walka w życiu, a jej stawki nie da się porównać z ringowymi pojedynkami "Doktora Żelaznej Pięści".

Bartosz Goluch/PolskieRadio24.pl

Czytaj także: