Logo Polskiego Radia
PolskieRadio24.pl
Agnieszka Kamińska 29.09.2022

Wybuchy przy NS1 i NS2. Mychajło Drapak (Ukraina): Rosja chce nasilić szantaż gazowy i uniknąć kar za łamanie umów

- Rosja chce intensyfikować swój szantaż gazowy, wywierać jeszcze silniejszą presję na poszczególne państwa Zachodu, ale nie chce za to płacić. Nie chce spłacać kar za łamanie kontraktów z własnej winy - przekazał portalowi PolskieRadio24.pl ukraiński analityk Mychajło Drapak z Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat" (Ukraina), mówiąc o wybuchach przy rurociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2. 

Jak zaznaczył Mychajło Drapak z ukraińskiego think thanku Rada Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat" w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, Rosja ma możliwość zwiększenia przesyłu gazu - choćby przez szlak ukraiński, a tymczasem stale go obniża. To demaskuje intencje Kremla.

- W ukraińskim środowisku eksperckim najbardziej rozpowszechniona interpretacja tego, co się odbywa, zakłada, że Gazprom zdecydował się uniknąć kary za to, że nie dotrzymuje warunków kontraktów, tyczących się dostaw gazu przez Nord Stream - przekazał portalowi PolskieRadio24.pl Mychajło Drapak z kijowskiej Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat".

Czytaj także:

Mychajło Drapak zaznaczył, że Rosja stara się za wszelką cenę odciąć Europę od gazu, by móc zwiększyć presję na poszczególne europejskie kraje - ale chce ukryć tę motywację.   

Jako przykład ekspert przypomniał przykry dla Ukrainy incydent z turbiną, której brakiem Gazprom tłumaczył ograniczenie przesyłu gazu przez NS1. Gdy ostatecznie, mimo licznych sprzeciwów, Kanada dostarczyła żądaną turbinę do Niemiec, Gazprom wcale jej nie odebrał. Widać zatem, że przyczyny zmniejszenia dostaw były inne, niż deklarował Kreml.

Ekspert dodał, że choć Kreml płaci za tranzyt gazu przez Ukrainę, to nie przesyła tyle gazu, ile zakłada kontrakt, a mniej niż połowę. - Ukraińscy eksperci niejednokrotnie twierdzili, że gdyby Rosja naprawdę miała problemy z Nord Streamem, gdyby te problemy były rzeczywiste, to Gazprom bez problemu skierowałby więcej gazu przez Ukrainę, ale on tego nie robi. Zaczął tworzyć sztuczny deficyt, po to żeby państwa europejskie zaczęły naciskać na  instytucje UE - dodał.

Więcej w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Przy gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 miało miejsce kilka eksplozji - odnotowały je szwedzkie służby sejsmologiczne. Spowodowały one najpewniej wycieki gazu. Zdjęcia duńskich sił zbrojnych pokazują miejsca rozległe bańki gazowe przy gazociągach. Jaka jest Pana ocena tego, co się stało?

Mychajło Drapak z Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat" (Ukraina): Zaznaczmy: nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów. Wiemy, że zarejestrowane zostały wybuchy - Szwecja przekazała, że miały miejsce w rejonie Morza Bałtyckiego, podano ich czas.

Najpewniej mamy do czynienia z nienaturalnymi, specjalnie sprowokowanymi wybuchami, dlatego, że jednocześnie doszło do nich przy dwóch gazociągach. To nie mógł być przypadek.

Dowiedzieliśmy się także, co przekazała strona rosyjska, że trzy z czterech nitek NS1 i NS2 nie funkcjonują, spadło w nich ciśnienie gazu.

Dysponujemy zdjęciami i wideo, na którym widać, jak z powierzchni Morza Bałtyckiego, wydobywa się gaz.

Co za tym może stać? W ukraińskim środowisku eksperckim najbardziej rozpowszechniona interpretacja tego, co się odbywa, zakłada, że Gazprom chwycił się tego sposobu, by uniknąć kary za to, że z własnej winy nie dotrzymuje umów, kontraktów, tyczących się dostaw gazu przez Nord Stream.

Dlaczego Rosjanie to zrobili? Jasne jest, że Rosja i tak nie zamierzała obecnie wykorzystywać tych gazociągów - mam na uwadze krótką perspektywę. Pragnęła zaś wzmacniać swój gazowy szantaż i sztucznie zwiększać cenę gazu, wywierać nacisk na kraje UE, wykorzystujące rosyjski gaz, aby te złagodziły swoje stanowisko w kwestii sankcji.

Warto dodać, że jest oczywiste, iż państwa europejskie nie zamierzają obecnie wprowadzać sankcji gazowych - nie ma w tej sprawie jedności, wiele państw jest zależnych od Rosji w sferze gazowej. Nikt raczek by się nie ważył na wprowadzanie takich sankcji kilka tygodni przed sezonem grzewczym.

A tymczasem Rosja ma chęć zwiększyć presję na państwa Zachodu.

Najpewniej: Gazprom chce kontynuować swój szantaż, ale nie chce za niego płacić. Nie chce spłacać kar. Chodzi tutaj o gazociąg Nord Stream 1, bo gazociąg Nord Stream 2 jak wiemy, nie był eksploatowany.

Spójrzmy też na szerszy kontekst zdarzeń. Jeśli patrzymy na to, jak dostarczany jest obecnie gaz rosyjski do Europy, infrastruktura pozwala to czynić czterema szlakami.

Pierwszy to Nord Stream, drugi szlak przez Polskę i Białoruś, trzeci przez Ukrainę i państwa Europy Środkowej, a czwarty to droga południowa przez Turcję i Bałkany.

Państwa Europy Środkowej, Niemcy wcześniej otrzymywały gaz rosyjski przez Ukrainę i Białoruś, Niemcy przez Nord Stream, a państwa bałkańskie i Węgry ostatnio przez szlak południowy.

Obecnie wiemy, że Gazprom nie dostarcza paliwa przez terytorium Białorusi i Polski. 

W maju Gazprom ogłosił, że kończy z przesyłem gazu przez Polskę gazociągiem Jamał-Europa.

Natomiast tranzyt gazu przez terytorium Ukrainy spadł w dużym stopniu. Na początku lata zmniejszył się do kilkadziesięciu procent w odniesieniu do tego, co dostarczano na początku roku.

Sądzę, że chodzi tu o działania bojowe, ale jest to także efekt szantażu Gazpromu. I sądzę, że wolumeny gazu nadal spadają.

Podsumowując, mamy zatem jeden zamknięty szlak - przez terytorium Rosji i Białorusi, drugi przez terytorium Ukrainy, wykorzystany pewnie najwyżej w połowie. Szlak południowy działa nadal. Serbia, Węgry, otrzymują gaz z tej magistrali.

W Nord Streamie zaś zaczęto stopniowo obniżać ciśnienie gazu. A pod koniec lata Gazprom oświadczył pod koniec lata, że nie będzie eksploatowany, wolumeny gazu spadły tam do poziomów minimalnych.

Wówczas Gazprom tłumaczył to tym, że konieczne jest przeprowadzenie remontu tych magistrali. Wówczas miała miejsce taka nieprzyjemna dla Europy historia, gdy zdecydowano się przesłać Rosji turbinę do naprawy Nord Streamu. Jednak Gazprom tak naprawdę wcale nie zamierzał zrobić remontu. A ilości gazu transportowanego przez Nord Stream wcale się nie zwiększyły.

To wszystko wskazuje, że najprawdopodobniejsze jest to, iż Gazprom stara się uniknąć kar za niedotrzymywanie umów, a nadal chce ograniczać dostawy gazy do Europy.

W Europie już w zeszłym roku cena gazu bardzo wzrosła. W tym roku już w biła wszelkie rekordy. Gazprom był zainteresowany tym, by kryzys się zwiększał, by w pewnym momencie sezonu grzewczego państwa zaczęły domagać się dialogu z Rosją. To taki sposób podminowania wsparcia dla Ukrainy ze strony państw UE.

I to jest ważniejsze dla Rosji niż sprzedaż gazu. Gotowa jest poświęcić gaz, by osłabić wsparcie Zachodu  dla Ukrainy.

Już w pierwszej połowie roku Gazprom i Rosja otrzymywały wielkie zyski z gazu. Było to to spowodowane ceną gazu, która była największa w ciągu ostatnich lat.

To pozwoliło Gazpromowi nagromadzić olbrzymie środki. A z drugiej strony państwa UE uświadomiły sobie, że niedługo gaz z Rosji może przestać płynać, że trzeba myśleć o swoje energetycznej niezależności i że trzeba przygotować się do różnych scenariuszy, jakie mogą mieć miejsce już tej zimy.

Państwa UE zatem kupowały o wiele więcej gazu niż w latach poprzednich. Dlaczego to robiono? Po to, by zapełniać magazyny gazu i oczywiście także wykorzystywać kupiony gaz do opalania, zasilania gospodarki.

Obecnie w wielu państwach UE, Niemczach, Austrii, Czechach, Słowacji - magazyny gazu są pełne niemal w stu procentach.  Związane jest to z tym, że państwa UE kupowały o wiele więcej rosyjskiego gazu niż zazwyczaj.

Gazprom zatem zdał sobie sprawę, że wkrótce magazyny się zapełnią całkiem i ten gazowy szantaż, za pomocą którego Rosja naciska na Europę, może stać się nieefektywny na pewien czas. Dlatego Gazprom zaczął zatem stwarzać jeszcze większe deficyty gazu na europejskim rynku.

Warto dodać, że pracownicy ukraińskiej firmy, jaka zajmuje się transportowaniem gazu, nie raz oświadczali, że tranzyt gazu przez Ukrainę odbywa się nie w pełnym wolumenie, nie w takim, jaki zakłada kontrakt z Gazpromem. Przy czym - Gazprom płaci w pełni za tranzyt, ale nie przesyła gazu w takiej ilości, nie wykorzystuje tych możliwości.

Ukraińscy eksperci niejednokrotnie twierdzili, że gdyby Rosja naprawdę miała problemy z Nord Streamem, gdyby te problemy były rzeczywiste, to Gazprom bez problemu skierowałby więcej gazu przez Ukrainę, ale przecież on tego nie robi. Zaczął tworzyć sztuczny deficyt, po to żeby państwa europejskie zaczęły naciskać na instytucje europejskie. Rosja szuka sposobu, by doprowadzić do zmiany polityki europejskiej.

Jak pamiętamy, w maju Komisja Europejska przedstawiła plan ws. uzyskania niezlaeżności od rosyjskiego paliwa. 

Gazprom próbował zatem kompleksowo naciskać na poszczególne rządy państw UE, aby zaczęły one mówić o tym, że konieczne jest odnowienie rozmów z Rosją

To wszystko ma miejsce, gdy Władimir Putin ogłosił mobilizację i dąży do aneksji kolejnych terytoriów ukraińskich. To wydaje się powiązane?

Czy to powiązane, trudno powiedzieć. Mnie wydaje się, że szantaż gazowy to odrębna strategia, i możliwe że to dwa różne wymiary i pola działania.

Jeśli patrzeć na sukcesy Ukrainy na polach walki, to widzimy, że wcześniejsze instrumenty nacisku Rosji na Kijów i Europę, już nie działają.

Kreml zatem znalazł się w sytuacji, gdy musiał wymyślić coś nowego. Nie wymyślił nic lepszego niż dalsza eskalacja: na polu walki i w sferze energetycznej.

Eskalacja ta nie doprowadzi do niczego dobrego w wymiarze wojskowym - przyniesie jeszcze więcej ofiar.

Dla ukraińskich obywateli rosyjska mobilizacja oznacza jeszcze więcej cierpień, represji. Z drugiej strony nie ma podstaw, by zakładać, że może ona radykalnie zmienić sytuację Rosji w długoterminowej perspektywie.

By prowadzić ofensywne operacje, konieczny jest odpowiedni sprzęt wojskowy, zabezpieczenie pola walki. Wszak Moskwa szykowała swoje ugrupowania do inwazji na Ukrainę niemal rok - pamiętamy, jak to wszystko się odbywało.

A teraz za kilka dni chcą stworzyć nowe zgrupowanie. Robią to, by zachować te terytoria, które zdobyli.

Widzimy, że Rosjanie, których mobilizowano kilka dni temu, już są na polach bitwy na Ukrainie. Niektórzy trafili nawet już do niewoli.

To wszystko jednak nie zmienia nic z punktu widzenia sytuacji Rosji, pozwoli jej tylko eskalować konflikt. W ten sposób Rosjanie chcą przykryć brak sukcesów na Ukrainie. Oznacza to jednak, podkreślę jeszcze, więcej cierpień, jeśli chodzi o Ukraińców, i tych, których Rosja posłała na front. Ze swoimi obywatelami Kreml także się nie liczy.

***

***

Z Mychajłem Drapakiem z Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat" (Ukraina): rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl