Jeszcze w lipcu br. padały zapowiedzi, że reaktywowana zostanie sejmowa komisja nadzwyczajna ds. prawa wyborczego - miała zająć się m.in. zmianami w ordynacji do Parlamentu Europejskiego. Część polityków PO przekonywała, że należy starać się m.in. zwiększyć frekwencję w wyborach do PE (w wyborach w 2004 r. do urn poszło 21 proc. uprawnionych do głosowania, a w 2009 r. - niespełna 25 proc.). Najdalej idącym pomysłem ekspertów i polityków była wówczas jedna lista krajowa oraz dodatkowa ogólnoeuropejska lista wyborcza.
Zmieniać ordynacji przed najbliższymi wyborami do PE (2014 r.) nie chce premier Donald Tusk. - Nie jestem zwolennikiem zmian w ordynacji wyborczej szczególnie w odniesieniu do zbliżających się wyborów. Jeśli podjęto by jakieś decyzje o zmianach w ordynacji wyborczej do dowolnych wyborów, to powinny dotyczyć nie najbliższych, ale kolejnych wyborów - przekonywał szef rządu w grudniu w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie.
W nieoficjalnych rozmowach politycy z władz PO oceniają, że takie stanowisko szefa rządu "kończy temat" zmian w ordynacji, bo - jak mówili - "przecież nikt nie będzie ich forsował wbrew premierowi". Niektórzy politycy PO po tym, jak premier opowiedział się przeciwko zmianom, wolą o sprawie wypowiadać się nieoficjalne. Niektórzy - również europosłowie - przyznają, że zaskoczyło ich nagła, jednoznaczna deklaracja premiera. Część z nich wskazywała w rozmowie z PAP, że obywatele UE wiedzą stosunkowo mało o frakcjach politycznych, które podejmują najważniejsze decyzje w ramach UE, a "eurolista" mogłaby pomóc w "europeizacji" kampanii wyborczej do PE, bo do tej jest ona zdominowana przez politykę krajową.
Zobacz galerię - Dzień na zdjęciach >>>
PAP/aj