Logo Polskiego Radia
PAP
Michał Chodurski 19.06.2013

Śmierć podczas policyjnej interwencji. Prokuratura bada sprawę

Warszawska prokuratura wyjaśnia okoliczności śmierci 36-latka, do której doszło we wtorek na warszawskiej Woli podczas policyjnej interwencji.
Zdjęcie ilustracyjneZdjęcie ilustracyjnepolicja.pl

Według KSP mężczyzna, który miał przy sobie amfetaminę, podczas szamotaniny z funkcjonariuszami uderzył głową w szybę radiowozu.

Śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Wola. Bada ona, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień przez interweniujących policjantów. Jak informuje policja, jest to standardowa procedura w sprawach dotyczących funkcjonariuszy. Trwają przesłuchania świadków.

Do tragedii doszło we wtorek wieczorem, gdy patrol policji zatrzymał na ulicy Towarowej do kontroli samochód osobowy. Jechało nim dwóch mężczyzn: 36-letni kierowca i 32-letni pasażer. "Policjanci znali ich, ponieważ wcześniej byli zatrzymywani w sprawie kradzieży, obrotu narkotykami i włamań" - powiedział rzecznik komendanta stołecznego policji asp. Mariusz Mrozek.

Z jego relacji wynika, że policjanci poprosili kierowcę o okazanie rzeczy, które miał przy sobie. Z portfela kierowcy wypadły wówczas dwa zawiniątka w folii aluminiowej. Później okazało się, że była to amfetamina.

Mężczyzna zaczął uciekać. Funkcjonariusze dogonili go na środku ulicy. "Był agresywny, zaczął się bić z policjantami. Jednemu z nich wytrącił służbową pałkę" - powiedział Mrozek.

Kiedy 36-latka udało się doprowadzić do radiowozu, znowu rozpoczęła się szamotanina. "Mężczyzna uderzył głową w boczną szybę pojazdu, rozbił ją. Cały czas kopał w nadwozie. Odepchnął się nogami od radiowozu i wyszarpnął się policjantom. Wtedy szarpanina przeniosła się na trawnik. Dojechała też wezwana wcześniej druga załoga policji. Udało się obezwładnić 36-latka. Funkcjonariusze założyli mu kajdanki. Okazało się, że mężczyzna ma rozciętą skroń i krwawi" - wyjaśnił rzecznik KSP.

Dodał, że do policjantów podbiegły dwie osoby, które poinformowały, że są kwalifikowanymi ratownikami medycznymi i zaproponowały pomoc.

"W tym czasie 36-latek przestał oddychać, więc ratownicy rozpoczęli resuscytację. Na miejsce przyjechało wezwane wcześniej pogotowie ratunkowe. Lekarze prowadzili reanimację, jednak 36-latka nie udało się uratować i lekarz stwierdził zgon" - powiedział Mrozek.
Za naruszenie nietykalności cielesnej grozi kara do 3 lat natomiast za nieumyślne spowodowanie śmierci - do 5 lat więzienia.