Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Petar Petrovic 07.10.2013

Kerry o operacji antyterrorystycznej w Libii: była legalna

Libijczyk, podejrzewany przez Waszyngton o przygotowanie ataków na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii w 1998 roku, został w sobotę zatrzymany przez siły specjalne USA i przesłuchany.
John KerryJohn Kerry PAP/EPA/BARBARA WALTON

Otwiera to drogę do jego ekstradycji do USA. Abu Anas al-Liby był na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów świata. Za pomoc w jego schwytaniu Stany Zjednoczone oferowały pięć milionów dolarów. Przez 15 lat Libijczyk skutecznie wymykał się organom ścigania.
Amerykański sekretarz stanu John Kerry, który przebywa w Indonezji, rozmawiał w poniedziałek w tej sprawie z dziennikarzami. Powiedział, że Abu Anas al-Libi, jeden z przywódców Al-Kaidy, był poszukiwany jako podejrzany o akt terroru. Dodał, że Stany Zjednoczone zrobią wszystko, co możliwe w granicach prawa i uzasadnione, by chronić swych obywateli.
- Chodzi o to, by ludzie, którzy dopuszczają się aktów terroru i zostali z zachowaniem reguł oskarżeni w procesie prawnym, byli świadomi, że Stany Zjednoczone zrobią wszystko w ich mocy w granicach prawa, by egzekwować prawo i bronić swojego bezpieczeństwa - podkreślił Kerry. - Świat nie powinien sympatyzować z domniemanymi terrorystami, lecz nalegać na rządy prawa - dodał.
Zaznaczył, że al-Libi został oskarżony przed amerykańskim sądem i będzie mógł się przed nim bronić.
Libia uznała akcję agentów FBI i CIA za "uprowadzenie". Premier tego kraju Ali Zidan zwrócił się w niedzielę do władz Stanów Zjednoczonych o wyjaśnienia w sprawie operacji wojskowej, jaką wojsko amerykańskie przeprowadziło w Trypolisie w celu złapania wysokiego rangą przywódcy Al-Kaidy.
„Rząd libijski śledzi doniesienia o porwaniu libijskiego obywatela poszukiwanego przez władze USA i zwrócił się do władz USA z prośbą o wyjaśnienia" w tej sprawie” - głosi oświadczenie wydane przez urząd Zidana
Źródła w Waszyngtonie poinformowały również, że siły amerykańskie przeprowadziły akcję w portowym mieście Barawe, na południu Somalii. Celem operacji było schwytanie członka zbrojnego ugrupowania Al-Szabab, jednak akcja się nie powiodła. Miała ona związek z atakiem terrorystycznym islamskich ekstremistów sprzed dwóch tygodni na centrum handlowe w stolicy Kenii, Nairobi.
W niedzielę somalijski premier Abdi Farah Szirdon Saaid na pytanie dziennikarzy, czy wiedział o amerykańskiej akcji, odparł jedynie, że rząd Somalii "współpracuje ze społecznością międzynarodową i sąsiednimi krajami w walce z Al-Szabab".
pp/IAR/PAP

''