Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Juliusz Urbanowicz 09.04.2014

Rosja destabilizuje kluczowy region Ukrainy

Rosja prowokuje i wspiera separatystyczne działania w tej części Ukrainy, która – w odróżnieniu od Krymu - stanowi jej przemysłowe i surowcowe zagłębie. Mieszkańcy Donbasu są zdezorientowani i pełni obaw.
W Donbasie ponad połowa mieszkańców jest rosyjskojęzyczna, a - jak wynika z sondaży - około 40 proc. z nich przyznaje się do sowieckiej mentalności.W Donbasie ponad połowa mieszkańców jest rosyjskojęzyczna, a - jak wynika z sondaży - około 40 proc. z nich przyznaje się do sowieckiej mentalności. PAP/EPA/ROMAN PILIPEY

Bastion Janukowycza i Achmetowa

Prorosyjscy awanturnicy zajęli gmachy publiczne w trzech kluczowych miastach wschodniej Ukrainy: Doniecku, Charkowie i Ługańsku. Mimo zdecydowanej reakcji władz w Kijowie siłom bezpieczeństwa na razie udało się przywrócić status quo jedynie w Charkowie.

Okupujący gmach służby bezpieczeństwa w Ługańsku żądają referendum w sprawie statusu wschodnich regionów Ukrainy

(źródło: ENEX/x-news)

Najważniejsze z ogarniętych buntem separatystów miast, Donieck - kojarzony na Zachodzie głównie z klubem piłkarskim „Szachtior” (górnik) – stanowiło polityczny bastion byłego prezydenta Wiktora Janukowycza, który zbiegł do Rosji w obawie przed poniesieniem konsekwencji za wydanie rozkazu strzelania do uczestników protestów społecznych na kijowskim Majdanie Niepodległości. Donieck jest także stolicą biznesowego imperium najbogatszego Ukraińca – Rinata Achmetowa, dawnego patrona i sponsora Janukowycza. Majątek donieckiego oligarchy liczony jest w miliardach euro.

Niepokoje społeczne w Doniecku i całym regionie zaczęły się już w czasie konfrontacji o Krym. Dochodziło do przepychanek i starć między zwolennikami dwóch skonfliktowanych obozów: prorosyjskiego i prozachodniego.

/

 

Wojna kulturowa

Moskwa od początku skwapliwie podsycała miejscowe antagonizmy, co wyglądało jak próba powtórki krymskiego scenariusza. Pokusa była tym silniejsza, że w Donbasie ponad połowa mieszkańców (mimo 23 lat istnienia niepodległej Ukrainy) jest rosyjskojęzyczna, a - jak wynika z sondaży - około 40 proc. z nich przyznaje się do sowieckiej mentalności.

Rosyjskie media stale powtarzają, że mieszkańcy ukraińskiego Donbasu są o niebo bliżsi światopoglądowo sąsiadom z położonego tuż za rosyjską granicą obwodu rostowskiego (tzw. Rosyjski Donbas), niż swoim rodakom z zachodniej części kraju. Rosyjska propaganda nazywa ich „faszystami” i „banderowcami”.

- Banderowcy, precz z Donbasu! Precz, faszyści! - separatyści chcą do Rosji

(źródło:DE RTL TV/x-news)

Gra o bogactwa i wybory

Jednak w tle tej swoistej wojny kulturowej rozgrywa się też walka o potencjał gospodarczy regionu, który był surowcowym zagłębiem węgla i stali dla armii Hitlera oraz oczkiem w głowie radzieckich planistów, którzy dzięki intensywnej eksploatacji bogactw Donbasu mogli śrubować rekordy wydobycia i produkcji w przemyśle ciężkim.

Donieckie zagłębie węglowe zajmuje ledwie około 5 proc. terytorium kraju, lecz ma jedno z kilku najbogatszych złóż „czarnego złota” w Europie. Stąd pochodzi ponad jedna piąta ukraińskiego PKB i jedna czwarta całego eksportu.

Największe fortuny ukraińskich oligarchów, w tym Achmetowa, powstały dzięki eksploatacji bogactw Donbasu. Przeciętna wypłata na tym terenie jest niemal dwa razy wyższa od średniej w pozostałej części kraju.

Gdy sobie to uświadomimy, łatwiej pojąć, jak poważnym zagrożeniem dla istnienia Ukrainy jest destabilizacja sytuacji właśnie w tym regionie. I dlaczego Rosji tak bardzo na tym zależy. Bez względu na to czy rosyjski prezydent  Władimir Putin dąży wprost do przechwycenia tego obszaru - w ślad za aneksją Krymu, czy też zadowoli się jedynie storpedowaniem zaplanowanych na 25 maja wyborów prezydenckich. Tuż po zajęciu gmachów publicznych przez separatystów główny kandydat obozu zmian w wyścigu do prezydentury, Petro Poroszenko zawyrokował, że celem działań Kremla jest uniemożliwienie głosowania – tak by nie sposób było wyłonić władzy z demokratycznym mandatem.

Polityczna próżnia

Niepokoje w południowych i wschodnich obwodach są tym trudniejsze do uśmierzenia, że po ustąpieniu poprzedniego rządu na tym obszarze zapanowała niemal całkowita polityczna próżnia. Wcześniej najwięcej do powiedzenia miała Partia Regionów Janukowycza. Jednak w efekcie dramatycznych zdarzeń na Majdanie i ucieczki byłego prezydenta, nastąpiła dezorganizacja tego ugrupowania. Deputowani i inni funkcjonariusze zaczęli z niego rejterować jeden po drugim, a w sondażach popularność potężnej do niedawna partii władzy spadła do ledwie kilku procent.

Z kolei ugrupowania związane z rewolucją Majdanu we wschodniej części kraju mają wątłe poparcie. Na najsilniejszym z nich, Ojcowiźnie (Batkiwszczyna), premiera Arsenija Jaceniuka i p.o. prezydenta Ołeksandra Turczynowa, ciążą historyczne resentymenty i zła sława Julii Tymoszenko. Wielu donbaskich wyborców jest przekonanych, że uwolniona w efekcie rewolucji Majdanu więźniarka jest nie mniej skompromitowana i skorumpowana, niż jej niedawny prześladowca Janukowycz.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że w roli mediatora między okupującymi budynki publiczne separatystami a władzami mógł wystąpić - z własnej inicjatywy - oligarcha Achmetow, nadal członek Partii Regionów.  - Nie ma kandydatów ( w wyborach prezydenckich), na których moglibyśmy głosować, nie ma ludzi, którzy broniliby naszych interesów  - mieli powiedzieć oligarsze buntownicy z Doniecka. Nie brak podejrzeń i zarzutów, że Achmetow sam podburzał separatystów do łamania prawa.  Jeden z liderów sił Majdanu Władimir Kliczko powiedział w parlamencie, że za wywrotowymi działaniami stali: „lokalni wpływowi ludzie, którzy koordynują swoje działania z obcymi tajnymi służbami”.

Dezorientacja wyborców

Znacząca część mieszkańców regionu jest zdezorientowana. Według sondażu opinii GFK Ukraina, 42 proc. respondentów z południa i wschodu kraju nie wie jeszcze, na kogo oddać swoje głosy 25 maja. Z wyników sondaży przytaczanych przez agencję informacyjną Ostrow wynika, że 60 proc. ankietowanych boi się „banderowców z zachodniej Ukrainy”, a 47 proc. ma obawy przed poczynaniami kijowskiej władzy.

Jeśli te wyniki są wiarygodne, to kremlowscy socjotechnicy mogą zacierać ręce, a ekipie Jaceniuka i Turczynowa przychodzi działać w warunkach nie lepszych niż mają górnicy w słynących z niebezpieczeństw kopalni Donbasu, gdzie w każdej chwili może wybuchnąć metan albo zawalić się na głowy strop.

Juliusz Urbanowicz