Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Jarosław Krawędkowski 29.09.2014

Prof. Marek Szczepański: z powodów politycznych górnicy mogą nawet kamień kopać

Przypadek kopalni Kazimierz-Juliusz może odstręczać od działań reformatorskich w górnictwie - mówi dla portalu wnp.pl prof. Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Prof. Marek Szczepański.Prof. Marek Szczepański.PTWP

Panie Profesorze, jak się Pan zapatruje na to, co wydarzyło się w sosnowieckiej kopalni Kazimierz-Juliusz?

- Oczywiście doceniam determinację związkowców i górników z kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu. Ale to rozwiązanie jedynie na kilka lub kilkanaście miesięcy, bo przecież tam złoże jest niemal wyczerpane, a kopalnia ta przynosiła jak wskazywał zarząd Katowickiego Holdingu Węglowego 2,5-3 mln zł strat miesięcznie.

Kopalnie należą do państwa. A państwo jest niestety zupełnie nieobecne w branży. Pojawia się tylko incydentalnie, najczęściej, kiedy trzeba już gasić pożar.

W ostatnich miesiącach takim strażakiem był poprzedni premier Donald Tusk?

- Pamiętamy, jak poprzedni premier Donald Tusk przyjeżdżał na Śląsk i rozmawiał z górniczymi związkami zawodowymi. Ale to niczego nie wniosło, poza efektem wizerunkowym dla samego Donalda Tuska.

Górnicy z kopalni Kazimierz-Juliusz wygrali z rządem wszystko: pracę, mieszkania, kopalnię. Tylko węgla mało >>>

A zatem ów nadzór właścicielski w górnictwie objawia się tylko incydentalnie. A sytuacja z kopalnią Kazimierz-Juliusz jest tylko przykładem na bardzo głębokie upolitycznienie górnictwa. Górnictwo polskie, choć teoretycznie we władaniu państwa - nie jest nadzorowane.

W Kazimierzu-Juliuszu górnicy podjęli protest pod ziemią i trzeba było zadziałać politycznie. Ale to tylko działanie akcyjne, na krótką metę, doraźne. Takie - od incydentu do incydentu.

Wiele osób wskazuje, że szybka likwidacja kopalni Kazimierz-Juliusz miała być swoistym testem, pokazującym władzy, czy da się szybko zlikwidować kopalnię i jak zareagują na to górnicze związki. Co Pan o tym sądzi?

- Jestem przekonany, że Roman Łój nie był samobójcą i jako prezes zarządu Katowickiego Holdingu Węglowego nie działał w próżni. Na pewno był poddawany politycznym naciskom i na pewno sam sobie daty zakończenia eksploatacji w kopalni Kazimierz-Juliusz na koniec września tego roku nie wyznaczył.

A teraz sprawa kopalni Kazimierz-Juliusz jest często przedstawiana tak, jakby wszelkie zło uosabiał właśnie prezes Roman Łój.

Górnicy z kopalni Kazimierz-Juliusz wrócili do pracy. Premier spotkała się z ich żonami >>>

Jednak nie sądzę, by był on jakimś kamikaze działającym na własną rękę. Naprawdę trudno uwierzyć, że data zamknięcia kopalni Kazimierz-Juliusz na koniec września nie była wcześniej konsultowana z właścicielem.

Zygmuntowi Łukaszczykowi można teraz w Katowickim Holdingu Węglowym życzyć samych sukcesów, zna on branżę od lat. Ale wiadomo, jak ciężki to kawałek chleba.

Kompania Węglowa jest w bardzo trudnej sytuacji, ale Katowicki Holding Węglowy również. To firmy balansujące nad przepaścią. Również Jastrzębska Spółka Węglowa ma duże problemy. Kryzys węglowy jest kryzysem globalnym. Trzeba się wziąć za górnictwo, trzeba przywrócić nadzór właścicielski nad branżą. Trzeba wreszcie wskazać kopalnie, które od lat generują straty.

Po sytuacji w kopalni Kazimierz-Juliusz trudno oczekiwać, by menedżerowie górniczy wskazywali kopalnie, które należałoby zamknąć...

- Stanu posiadania w polskim górnictwie nie da się utrzymać. Poza tym, ta branża potrzebuje odpowiednich osób. Nie może być tak, żeby za tę branże odpowiadały osoby wysyłające sprzeczne ze sobą sygnały.

Górnictwo potrzebuje fachowców, w tym doświadczonych osób znających doskonale problemy tej branży, jak również sprawnych handlowców, doskonałych prawników. Trzeba do tej branży wpuścić świeżej krwi.

Należy zdefiniować trwale nierentowne kopalnie ciągnące spółki węglowe w dół oraz kopalnie, które mogłyby w stanie uśpienia dotrwać do kolejnej koniunktury na rynku węgla. W górnictwie przeplatają się bowiem okresy koniunktury i dekoniunktury. Są też kopalnie, które przed laty uchodziły za nierentowne, a później stały się kopalniami dochodowymi.

Przypadek kopalni Kazimierz-Juliusz może być przykładem na to, że nawet taka kopalnia może przetrwać, jeśli uruchomi się proces polityczny.

A z drugiej strony pokazuje ten przykład to, że jeśli ktoś ma odwagę nazywać rzeczy po imieniu - jak prezes Roman Łój - to zostanie za to ukarany. A bojaźń będzie tym większa im bliżej wyborów będziemy.

Przypadek kopalni Kazimierz-Juliusz może odstręczać od działań reformatorskich w górnictwie. A one są konieczne.

Jak ocenia Pan zachowanie związkowców w przypadku kopalni Kazimierz-Juliusz?

- Związkowcy mają swe powinności wobec pracowników oraz wobec firmy. W tym kontekście przedłużenie wydobycia w kopalni Kazimierz-Juliusz o kilka, bądź kilkanaście miesięcy - to sukces związków zawodowych. Sukces, który może zwiększyć bojaźń managementu górniczego przy podejmowaniu koniecznych, acz niepopularnych decyzji.

Ale cóż, z powodów politycznych górnicy mogą nawet i kamień kopać.

Ale dla rządu nowej premier Ewy Kopacz sprawa kopalni Kazimierz-Juliusz to wizerunkowy sukces?

- To ciąg dalszy pielęgnowania ciszy nad górnictwem. To działanie na krótką metę.

Choć związkowcy, którzy będą w Warszawie w trakcie expose premier Kopacz, mogą teraz jedynie wykrzyczeć gromkie: dziękujemy!

Rozmawiał: Jerzy Dudała

/