Logo Polskiego Radia
Trójka
Mirosław Mikulski 08.10.2010

Śmierć za śmierć?

Od dwunastu lat kara śmierci nie figuruje w polskim Kodeksie karnym, ale większość Polaków chętnie widziałoby ją tam z powrotem.
Śmierć za śmierć?(fot. sxc.hu)

10 października obchodzimy Europejski Dzień Przeciwko Karze Śmierci, równocześnie aż 63 procent Polaków jest za jej przywróceniem. O karze śmierci dyskutują Draginja Nadażdin z Amnesty International Polska oraz Paweł Paliwoda, publicysta „Gazety Polskiej” i „Nowego Państwa”.

- Kara powinna być sprawiedliwa, ale nie może to być kara śmierci, bo wówczas legalizujemy zabójstwo, tylko że będzie to zabójstwo i przemoc wykonana przez państwo – twierdzi Draginja Nadażdin. Jej zdaniem śmierć sprawcy nie jest żadnym zadośćuczynieniem dla rodzin ofiar. Wbrew pozorom nie jest to także kara bardziej ekonomiczna. W USA skazani na śmierć oczekują na egzekucje w specjalnych celach przez kilkanaście, a nawet dwadzieścia lat. To wszystko sporo kosztuje.

W polskich warunkach nie można mieć też pewności, że skazano właściwego człowieka, to jeden z głównych zarzutów Amnesty International przeciwko tej karze. – Wykonanie kary śmierci jest czynem nieodwracalnym. W Stanach Zjednoczonych ludzie wielokrotnie wychodzą z celi śmierci po kilkunastu latach, bo badania DNA czy nowe dowody pokazały, że zostali skazani przez pomyłkę – mówi Nadażdin. Kara nie ma też efektu odstraszającego.

Paweł Paliwoda twierdzi z kolei, że eliminując z polskiego kodeksu karę śmierci, państwo wprowadziło w zamian karę dożywotniego więzienia. Praktyka pokazuje, że nigdzie na świecie skazani na dożywocie nie spędzają w zakładach karnych całego życia. W Polsce aż 95 procent zabójców korzysta z warunkowego zwolnienia przed terminem. Faktycznie mordercy skazani na dziesięć lat więzienia opuszczają jego mury już po siedmiu. Dożywcie jest rzadko orzekane i oznacza w praktyce 25 lat więzienia, a często nawet tylko dwanaście. Jeszcze gorzej wyglądają stystyki za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Sprawcy przestępstw trafiają za kratki na pięć lat, ale praktycznie spędzają w więzieniu tylko trzy i pół roku.

- Wyobraźmy sobie, że ktoś z naszych bliskich jest zaatakowany, zmasakrowany kijami bejsbolowymi, podrzyna mu się gardło czy gwałci, a potem okazuje się, że sprawca po siedmiu latach może nam na ulicy pomachać ręką i uśmiechnąć się szyderczo. I właściwie jesteśmy bezradni – mówi Paliwoda.

Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku o 21.00.

(miro)