Logo Polskiego Radia
Czwórka
Agata Mrózek 03.09.2010

Wulkanizator nie zawsze da radę

Nie każdą przebitą oponę da się uratować. Kluczowy jest dystans, który pokonamy „bez powietrza”.
OponaOpona(źr.Wikipedia)

Stało się – złapaliśmy „kapcia” czy też „gumę”. W strugach deszczu (zawsze wtedy pada) zmieniamy koło i zachodzimy w głowę, czy przebitą oponę da się jeszcze naprawić. – Oponę można uratować jedynie, jeśli przejechało się na niej do stu metrów z określoną, bezpieczną dla koła prędkością – ostrzegał w „Czwartym wymiarze” wulkanizator Kamil Nowowiejski.

O tym, czy opona nadaje się do wyrzucenia, decyduje odległość, jaką się pokona jadąc bez powietrza. Ogromne znaczenie dla rokowań ma też rodzaj uszkodzeń, jakich doznała opona. Przebicia na tzw. barku – odcinku od felgi do krawędzi bieżnika, to dla opony wyrok śmierci: wulkanizator nie podejmie się naprawy.

Jeśli dziura znajduje się w bieżniku, oponę można załatać. By naprawić takie uszkodzenie, ściągamy oponę z felgi. Odtłuszczamy brzeg otworu specjalnym płynem, po czym szlifujemy dziurę. Później należy jeszcze nakleić łatę ze specjalnym aktywatorem, który wiąże materiał.

Po naprawie bezwzględnie należy wyważyć koło. Jazda na niewyważonych kołach może powodować odczuwane na kierownicy irytujące wibracje. Grozi także niesymetrycznym i przedwczesnym zużyciem opon.



ŁSz/Am

tagi: opony