- Można powiedzieć, że pierwszy stres minął, ale tak naprawdę punktów stresogennych w ciągu ostatniego roku było kilka. Najpierw, kiedy nie szło nam nagrywanie nowej płyty. Potem, kiedy wypuszczaliśmy krążek na rynek - wspomina rozmówca Bartka Koziczyńskiego. - Na szczęście nikt nas werbalnie za ten album nie wychłostał więc w sumie osiągnęliśmy cel. Gramy koncerty, idziemy do przodu, ale we własnym tempie, bo nie mamy już ciśnienia, żeby się ścigać.
Przemek Myszor przyznał także, że wraz z pojawieniem się w Myslovitz nowego wokalisty zmieniła się dynamika starć wewnątrz grupy. - Jedynym sposobem na przetrwanie trudnego okresu była konsolidacja sił i zbliżenie się do siebie - opowiada. - Natomiast jedyny problem jaki mamy z Michałem to to, że on mieszka w Poznaniu i nie przebywa z nami na co dzień. Ale my cały czas pracujemy.
Oczywiście nie oznacza to, że konflikty w Myslovitz definitywnie się skończyły. - Ostatnio pod koniec ubiegłego roku mieliśmy gorszy czas. Nawarstwiły się pretensje, pojawiły jakieś urazy. Ale teraz potrafimy już o tym rozmawiać i staramy się od razu wszystko wyjaśniać. Nie zamiatamy brudów pod dywan i nie czekamy, aż urośnie góra, o którą wybijemy sobie zęby.
Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość to muzycy zamierzają pracować nad nowym materiałem, ale nowych utworów nie chcą robić na akord. - Zazwyczaj pracujemy w czwórkę, kiedy dojeżdza do nas Michał konsultujemy to, co już zrobiliśmy - mówi Myszor. - Oczywiście nie jest to wymarzony przeze mnie tryb pracy, natomiast cały czas towarzyszy mi świadomość, że jesteśmy w takim punkcie, że nie musimy się nigdzie spieszyć.
Wkrótce zespół rusza także w trasę koncertową "Korova Milky Bar vs. 1.577". Czy członkowie grupy w drodze będą słuchać płyty Artura Rojka, byłego wokalisty Myslovitz? - Przygotowałem się, że takie pytania będą padać, więc mam już ustalone stanowisko w tej sprawie - śmieje się gość "DJ Pasma". - "Beksa" to naprawdę fajna piosenka. Mogłaby być lepsza, ale mogłaby być także gorsza.
(kul/kd)