Lina ma 2-3 cm średnicy i jest rozwieszona najczęściej wysoko, między dwoma drzewami. Gdy się po niej stąpa na wysokości kilkunastu lub kilkudziesięciu metrów, nawet najtwardsi zawodnicy czują strach. - Tak naprawdę to balansowanie "na krawędzi". Emocje są niesamowite - opowiada Barbara Sobańska, która slackline uprawia od trzech lat. - Pojawia się lęk przestrzeni i pytanie "po co ja to robię?". Ale po dojściu na drugą stronę satysfakcja jest niezwykła.
Slackline pojawił się oficjalnie w Kalifornii na początku lat 80. ubiegłego stulecia, gdy dwóch młodych Amerykanów wpadło na pomysł, by przejść najpierw po łańcuchu dookoła lokalnego parkingu, a potem po linie od drzewa do drzewa. Dziś dyscyplina ta powoli podbija serca Polaków, którzy z pasją zaczynają uprawiać nie tylko slackline, ale także m.in. highline, czyli chodzenie po linie, zawieszonej ekstremalnie wysoko. Sobańska zdradziła w Czwórce, gdzie w polskich Tatrach są najlepsze warunki, by uprawiać chodzenie po linie i od czego należy zacząć uprawianie tej dyscypliny.
***
Tytuł audycji: Co Was kręci
Prowadzenie: Hanna Dołęgowska
Data emisji: 21.12.2014
Godzina emisji: 16.00
(kd/asz)