Ciepłe ubranie, sprzęt narciarski, namioty. Upchnąć to wszystko do samolotu, by nie przepłacić za nadbagaż nie będzie łatwo. Jednak alpinista nie zamierza przekroczyć tej wagi. Z takim ekwipunkiem dotrze do głównej bazy.
Na drogę podejścia, gdzie będzie zakładał trzy obozy, Olek Ostrowski zabierze tylko niezbędne rzeczy. Namioty, prowiant i oczywiście sprzęt narciarski. Wdrapywanie się na szczyt z 50 kilowym obciążeniem i zjazd, byłoby bardzo trudne. W wysokich partiach gór, gdzie jest małe stężenie tlenu każdy krok okupiony jest olbrzymim wysiłkiem. Zanim jednak alpinista podejmie atak na szczyt musi swój organizm przyzwyczaić do warunków panujących na Cho-Oyu. Do tego będzie potrzebna kilku tygodniowa stopniowa aklimatyzacja.
- Jest to powolne "łapanie" wysokości, przyzwyczajanie organizmu do zmniejszonej ilości tlenu i schodzenie do bazy - tłumaczy narciarz. Olek Ostrowski w tym czasie zamierza założyć trzy obozy, w których będzie się starał przenocować. Narciarz będzie wchodził najpierw do pierwszego z czasem do kolejnych, schodząc jednak za każdym razem do głównej bazy na odpoczynek.
Ten proces opisuje w krótkich żołnierskich słowach. - Zasada jest taka: wchodzić wysoko, spać jak najniżej -. Cała działalność górska - jak mówi o dotarciu do bazy wypadowej, zakładaniu obozów i aklimatyzacji - zajmie około 27 dni. Kiedy już poczuje, że jego ciało względnie dobrze funkcjonuje w wysokogórskim klimacie, rozpocznie atak szczytowy. Dotrze do ostatniego, najwyżej położonego obozu, gdzie zamierza spędzić przynajmniej jedną noc. Tam poczeka na tzw. "okno pogodowe". Ostrowski zakłada, że cel uda się osiągnąć w okolicach końca września, początku października.
Potem pozostanie "tylko" zjazd. - Jak najniżej się da bez odpinania nart - tłumaczy.
(pkur)