Logo Polskiego Radia
Jedynka
Małgorzata Byrska 17.08.2016

Nawrót ASF to nie wyrok dla eksportu polskiej wieprzowiny

Afrykański Pomór Świń (ASF) jest trudny do zwalczenia i przynosi straty gospodarcze, jednak producenci w pesymizm jeszcze nie wpadają. Z wirusem walczą weterynarze, ale także policja oraz inspektorat transportu drogowego. Dużo trudniej jest walczyć z protekcjonizmem i ograniczeniami wolnego handlu...
Posłuchaj
  • Unia nie może już przymykać oczu na to, że w poszczególnych krajach tego protekcjonizmu jest coraz więcej, że są z tym coraz większe problemy – komentuje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. (Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Jeśli chodzi o ASF, to kontrolowane są targowiska, gospodarstwa, transporty zwierząt oraz przejścia graniczne. Ścisła współpraca służb pozwoli na ograniczenie do minimum możliwości rozprzestrzeniania się wirusa.

Ważna jest odpowiedzialność rolników

Mimo, że znowu wykryto kolejne przypadki ASF, to jednak jak podkreśla gość Jedynki Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności nie będzie tak źle.

– Powstał specjalny zespół pod nadzorem pani Premier, który ma koordynować działanie wszystkich służb, czyli policji, sanepidu, weterynarii i wielu innych instytucji odpowiedzialnych za powstrzymanie tego wirusa. Wydaje się, że od strony administracji państwowej jest robione wszystko. Jako przetwórcy mięsa podkreślamy jednak, że tutaj bardzo ważna jest edukacja rolników. Ich odpowiedzialność za to, co robią. I absolutnie nie lekceważenie poleceń służb weterynaryjnych, a w przypadku zauważenia, że coś się dzieje, a wirus „wylęga się” dwa tygodnie, powinni natychmiast to zgłaszać – przypomina Andrzej Gantner.

A niestety przy ostatnich przypadkach nowych ognisk choroby zawinił człowiek.

– To zawsze jest najsłabsza część systemu, i dlatego tym bardziej wskazane jest, aby rolnicy bardzo uważnie przyglądali się swoim stadom i przede wszystkim zachowywali wszystkie zasady bioasekuracji. Chodzi o maty, kordony, które nie są po to, aby im przeszkadzać, ale po to żeby nie stracili swojej produkcji – dodaje gość radiowej Jedynki.

Rynki azjatyckie ciągle zamknięte

Była nadzieja na wznowienie eksportu polskiej wieprzowiny do Azji – do Hongkongu, Korei Południowej, Japonii, Wietnamu, Chin, Singapuru, czy Tajwanu. Te kraje wprowadziły zakaz importu polskiego mięsa już po wykryciu pierwszego przypadku ASF w Polsce, w połowie lutego 2014. A to byli duzi odbiorcy.

– Liczyliśmy na wznowienie eksportu, chociażby do Chin. Sama informacja, że moglibyśmy zwiększyć ten eksport już podniosła ceny żywca, co było bardzo korzystne dla rolników. Kraje azjatyckie są bardzo czułe na punkcie ASF, ponieważ tam nigdy ten wirus nie występował. W związku z czym nie chcą dopuścić, aby się tam pojawił. A przy ich warunkach produkcji, zaludnieniu mogłoby to być poważnym zagrożeniem dla ich rodzimej produkcji. I stąd tak rygorystyczne podejście. Dlatego pojawienie się nowych ognisk ASF w Polsce niweczy nasze plany na to, aby zwiększyć eksport mięsa wieprzowego do tamtych krajów – ocenia Andrzej Gantner.

Problem dla całej Unii

Tym bardziej, że restrykcje obejmują całą Polskę, a nie tylko te regiony, gdzie wykryto przypadki tego wirusa.

– Już w 2014 roku postulowaliśmy, że może lepiej byłoby wprowadzić regionalizację, przy zapewnieniu właściwych warunków. Powinna ona gwarantować 100-proc. bezpieczeństwo dla odbiorców mięsa. Ale to jest szerszy problem niż tylko problem Polski. To Unia Europejska musi w tej chwili zastanowić się, jak skutecznie walczyć z ASF. Przecież to nie jest choroba występująca tylko w Polsce. Ona pojawia się co jakiś czas w różnych krajach, i być może trzeba skoordynować te działania – komentuje gość Jedynki.

Ceny mięsa i przetworów a ASF

Jednak jeszcze jest za wcześnie, żeby mówić o skutkach ograniczeń eksportowych.

– Ponieważ naszym głównym odbiorcą jest ciągle Unia Europejska. I tutaj z naszymi produktami, z naszym eksportem nic złego się nie dzieje. Środki, które zostały podjęte nie dopuszczą do załamania się eksportu do UE. Ale gdyby tak się stało, to mielibyśmy problem – zaznacza dyrektor Gantner.

Bowiem pewne rzeczy mogą budzić zaniepokojenie, jeśli chodzi o naszych rodzimych producentów wieprzowiny, ponieważ może się okazać, że część zakładów będzie próbowało minimalizować ryzyko i będzie uzupełniało swoje zakupy mięsa z innych krajów. Ze stratą naszych rodzimych producentów.

– Jest niestety taka możliwość. Ale to raczej będzie margines – uważa gość Jedynki.

Bariery handlowe w ramach Unii

ASF to nie jedyny problem dla producentów żywności. Ponad 30 proc. produktów żywnościowych, które są eksportowane w ramach UE, napotyka na bariery handlowe. Takie zjawisko protekcjonizmu, mimo że mamy jednolity, wspólny rynek nasila się.

– Przede wszystkim to są bariery, na które napotykają polscy eksporterzy, ale nie tylko polscy. Skarżą się na nie także niemieccy czy hiszpańscy. I to są bariery, które buduje się na poziomie poszczególnych krajów, i które mają w sposób systemowy zahamować eksport innych krajów. Te metody stosują przede wszystkim te kraje, które mają bardzo duży import, i te, które chcą chronić swoje specyficzne obszary produkcji żywności – tłumaczy Andrzej Gantner.

Czesi w czołówce protekcjonizmu

Sztandarowym przykładem są Czechy, jeden z naszych najważniejszych partnerów, gdzie spotkaliśmy się z wieloma przykładami protekcjonizmu rynku. Od takiego objawu bardziej wizerunkowego, gdy czeskie media próbowały podważyć wiarygodność polskiej żywności w sposób mało wybredny – aż po takie systemowe rozwiązania, np. okólniki dla czeskiej inspekcji, by głównie kontrolować polskie produkty. Jest też specjalne rozporządzenie, które mówi o dodatkowych utrudnieniach w imporcie żywności, głownie polskiej. Czyli są próby wykorzystywania instytucji, które są po coś innego do protekcjonizmu własnego rynku.

– To są bardzo niedobre symptomy, ponieważ albo jesteśmy wszyscy na jednolitym rynku, gdzie nie powinno być tych barier, i mamy zasadę wzajemnej uznawalności, czyli to co jest wprowadzone do obrotu u nas, jest tak samo dobre do wprowadzenia do obrotu w innym kraju UE. Albo czym to się może skończyć dla jednolitego rynku Unii? – zastanawia się gość radiowej Jedynki.

Władze czeskie się boją, producenci czescy się boją, ale jednak konsumenci kupują towary z Polski.

– Oczywiście, bo Czesi nie mają się czego bać. A konsumenci dokonują wyboru na półkach. I mimo tych wielu utrudnień, mimo że czescy importerzy mają bardzo wiele nieprzyjemności, mimo specjalnej strony internetowej, która wprowadziła nowe, niezgodne z prawem kryteria ocen żywności, to eksport do Czech rośnie. Sprzedajemy tam produktów za 1,5 mld euro, gdy do Chin sprzedajemy za 250 mln dolarów. Rynki europejskie są w tej chwili dla nas najważniejsze, i musimy bardzo mocno jako kraj dbać, żeby żaden protekcjonizm na tych rynkach się nie rozwijał – podkreśla dyrektor Gantner.

Czas na interwencję unijną

Może już czas, by także Komisja Europejska i inne instytucje zajęły się zjawiskiem ograniczeń handlu.

– Zgodnie z dyskusją w Parlamencie Europejskim, wywołaną przez polskie interwencje producentów żywności, wszystko wskazuje na to, że KE powinna zabrać się do pracy – ocenia gość Jedynki.

Unia nie może już przymykać oczu na to, że w poszczególnych krajach tego protekcjonizmu jest coraz więcej, że są z tym coraz większe problemy, a czas reakcji to jest czasami 3–4 lat. W kategoriach biznesowych to oznacza, że mogą już wcale nie reagować, ponieważ wtedy już danego kraju dawno nie ma na rynku, bo np. dany przepis to utrudnia.

– Dlatego zarówno parlamentarzyści, jak i producenci żywności postulowali, że musi to być szybciej, skuteczniej i czas skończyć z rozwijającym się protekcjonizmem na rynku Unii Europejskiej – komentuje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Polska jest dużym, 6. eksporterem żywności w Unii Europejskiej, i mamy bardzo dobrą i konkurencyjną żywność. Stąd zapewne te próby ograniczenia polskiego eksportu.

Sylwia Zadrożna, mb