Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 08.06.2017

Polska jest liderem innowacyjności w dziedzinie finansowania deficytu budżetowego

Rada Ministrów przyjęła założenia do projektu budżetu państwa na rok 2018, w którym wzrost gospodarczy ma wynieść 3,8 proc., przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej ma się zwiększyć o 4,7 proc., średnioroczny wskaźnik inflacji powinien wynieść 2,3 proc., a stopa bezrobocia na koniec 2018 r. 6,4 proc. Założenia do budżetu na 2018 rok zostaną przedstawione Radzie Dialogu Społecznego do 15 czerwca br.
Posłuchaj
  • Japonia głównie zadłuża się u własnych obywateli i odsetki zostają w Japonii – podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska, prezes PTE. (Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Do tej pory właśnie sektor samorządowy był tym elementem polskich finansów publicznych, który stabilizował nasz budżet – zauważa Łukasz Kozłowski z Pracodawców RP. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Jeśli chodzi o wysokość deficytu, to po stronie dochodowej największe wpływy są z podatku VAT – przypomina Łukasz Świerżewski z Ministerstwa Finansów. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Są różne sposoby finansowania deficytu, Polska uważana jest za innowacyjną w tym obszarze – podkreśla Łukasz Świerżewski z Ministerstwa Finansów. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zbyt duży deficyt jest niebezpieczny i może mieć negatywne skutki – wyjaśnia Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Należy patrzeć na cały deficyt finansów publicznych, a nie tylko na jego część – tłumaczy Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Im mniejszy deficyt, tym lepiej dla finansów państwa i całej gospodarki – podkreśla Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Jest to raczej zachowawcza prognoza, ocenia Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.

– Nie jest ona ani nadmiernie pesymistyczna, ani optymistyczna. Zwłaszcza, że już w tym roku istnieje pewne prawdopodobieństwo, że możemy zobaczyć wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc. A biorąc pod uwagę korzystną koniunkturę nie tylko w polskiej gospodarce, ale także w innych krajach, generalnie w gospodarce światowej, w tym również u naszych głównych partnerów handlowych – można spokojnie zakładać, że dobra koniunktura będzie utrzymywać się w przyszłym roku. I to będzie sprzyjać dosyć dynamicznemu wzrostowi gospodarczemu – prognozuje gość Polskiego Radia 24.

Łukasz Kozłowski Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że możemy zobaczyć wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc.

Niewiadomą do ostatniej chwili może być poziom deficytu sektora finansów publicznych, a to ze względu na skutki obniżenia wieku emerytalnego.

Wzrost gospodarczy dzięki konsumpcji

Jak z kolei podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, wykładowca w Szkole Głównej Handlowej, w tych założeniach zostało powiedziane, że głównym czynnikiem napędowym będzie nadal konsumpcja. – Ale jednak przewiduje się też znaczną dynamikę inwestycji i w związku z tym polepszy się sytuacja pod względem inwestycji. Bo dla wzrostu gospodarczego ważne jest nie tylko samo tempo, ale też skąd on się bierze. Jeżeli jest mało inwestycji, to oznacza, że gospodarka rozwija się w sposób nieinnowacyjny i taki, który na dłuższą metę nie może być utrzymany – tłumaczy gość radiowej Jedynki.

Prof. Elżbieta Mączyńska Dla wzrostu gospodarczego ważne jest nie tylko samo tempo, ale też skąd on się bierze.

A sytuacja już się poprawia, począwszy od tego roku tych inwestycji będzie przybywać, także w związku z uruchamianiem funduszy europejskich.

– Dlatego to jest tempo wzrostu dość realne. Teraz zostały opublikowane dane, że właśnie osiągamy 4 proc. wzrostu PKB, ale średnioroczny wynik prawdopodobnie taki nie będzie. Choć wicepremier Mateusz Morawiecki bardziej wskazuje na wzrost bliski właśnie tym 4 proc. Jednak ważne, rozstrzygające będzie to, co się stanie jesienią. Ilu emerytów wybierze emerytury, a ilu pozostanie nadal pracownikami, mimo uzyskanych uprawnień do emerytury, ilu z nich będzie pracowało. Wiele też innych czynników może tutaj wystąpić, które także mogą wpłynąć na założenia budżetowe. Natomiast Sejm dopiero jesienią będzie przyjmował te założenia i potem ustawę budżetową – wyjaśnia prof. Elżbieta Mączyńska.

Prof. Elżbieta Mączyńska Rozstrzygające będzie to, co się stanie jesienią. Ilu emerytów wybierze emerytury, a ilu pozostanie nadal pracownikami.

Budżet zależny od przyszłych emerytów

W założeniach do przyszłorocznego budżetu rząd uwzględnił skutki obniżenia wieku emerytalnego, co nastąpi w październiku tego roku. Bo więcej osób, które przejdzie na emeryturę, to większe wydatki, dla rynku pracy to mniejsze bezrobocie, ale też mniejsza dynamika wzrostu zatrudnienia.

– W perspektywie roku 2018 obniżenie wieku emerytalnego skutkować będzie wzrostem wydatków z tytułu dotacji z budżetu państwa do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, na wypłaty emerytur. Będzie to kwota około 10 mld złotych i to będzie podwyższać deficyt budżetowy. W krótkim okresie to przechodzenie na emeryturę wpłynie na zmniejszenie stopy bezrobocia, ale też niekorzystnie wpłynie na dynamikę zatrudnienia w naszej gospodarce – zwraca uwagę Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.

Łukasz Kozłowski Kwota około 10 mld złotych na FUS będzie podwyższać deficyt budżetowy.

I to też widać w tych założeniach makroekonomicznych, gdzie wzrost zatrudnienia ma spaść z ponad 3 proc. w roku bieżącym do 0,8 proc. w roku 2018. Co niewątpliwie będzie miało też związek z tendencjami demograficznymi, czyli z kurczeniem się liczby osób w wieku produkcyjnym w Polsce.

– Ale również te tendencje demograficzne będą napędzane przez obniżenie wieku emerytalnego, a więc przez stworzenie możliwości opuszczenia rynku pracy dla kilkuset tysięcy osób, i to mocno zaważy na dynamice zatrudnienia w naszej gospodarce. I wtedy też powstanie dosyć paradoksalna sytuacja, ponieważ w warunkach ożywienia gospodarczego i dobrej sytuacji na rynku pracy zatrudnienie właściwie nie będzie rosło – zauważa gość PR 24.

Łukasz Kozłowski Liczba osób, które mogą znaleźć zatrudnienie, potencjalny zasób, będzie się u nas kurczyć.

A to będzie wynikało z tego, że liczba osób, które mogą znaleźć zatrudnienie, potencjalny zasób, będzie się u nas kurczyć.

Wysokość deficytu – wielka niewiadoma aż do jesieni

Właśnie ze względu na to, co się będzie działo w trzecim kwartale tego roku, czyli jakie będą konsekwencje wejścia w życie ustawy o niższym wieku emerytalnym, to do ostatniej chwili wysokość deficytu sektora finansów publicznych może być wielką niewiadomą. Choć z drugiej strony w Programie Konwergencji, który niedawno wysyłało Ministerstwo Finansów do Brukseli, była mowa o deficycie na poziomie 2,5 proc.

– To jest ważne, jak się będzie kształtował deficyt budżetowy, ponieważ gospodarka jest na linii wznoszącej. Czyli w warunkach dobrej koniunktury powinno się oszczędzać. Natomiast  w warunkach złej koniunktury powinno się wydawać, żeby pobudzać koniunkturę. Wobec tego ważne jest, czy uda nam się osiągnąć ten poziom deficytu niższy niż 3 proc., bo 2,5 proc. to jest dość ambitne zadanie – ocenia gość Jedynki.

Zwłaszcza, że mamy wysoki poziom wydatków społecznych, związanych z realizacją programu "Rodzina 500+", Mieszkanie Plus.

Prof. Elżbieta Mączyńska Bez tych wydatków społecznych byłby mniejszy popyt i słabsze byłyby impulsy dla gospodarki.

– Ale z kolei bez tych wydatków społecznych byłby mniejszy popyt i słabsze byłyby impulsy dla gospodarki. W zasadzie, dzięki temu że był program 500+, to ten produkt krajowy brutto się nie zmniejszał tak bardzo w przeszłości, mimo niskiej dynamiki inwestycji. Właśnie dlatego tak istotne jest – jak się ukształtuje inwestycje, bo to inwestycje gwarantują wzrost produktywności, a ten wzrost przesądza o PKB. Ponieważ produkt krajowy brutto to jest wartość nowo wytworzona, a w największym uproszczeniu – to jest suma zysków i płac – tłumaczy prof. Elżbieta Mączyńska.

Deficyt pod ścisłą kontrolą

Wysokość deficytu jest więc ważna dla finansów, dla całej gospodarki, i dlatego powinno się jej pilnować.

– Ekonomiści różnią się w opiniach na temat poziomu deficytu. Niektórzy uważają, że wiele krajów może sobie pozwolić na większy deficyt. Bo deficyt to taka sytuacja, kiedy wydatki są większe niż wpływy do budżetu. Czyli jeżeli państwo wydaje na drogi, na program 500+, na edukację, i wydaje więcej niż wynoszą wpływy przede wszystkim z podatków, bo to są główne wpływy, to wtedy co roku przyrasta dług publiczny – zaznacza gość radiowej Jedynki.

I dodaje, że to jest podobnie jak w budżecie domowym. Jeżeli co roku nasze wydatki są większe niż wpływy, to co roku się coraz bardziej zadłużamy.

Prof. Elżbieta Mączyńska Dług publiczny nie może przekroczyć 60 proc. produktu krajowego brutto.

– Czyli gdyby ten deficyt wynosił 2,5 proc., to 2,5 w stosunku do PKB przyrasta nam dług publiczny. A przy długu publicznym mamy ograniczenie i europejskie, czyli związane z wymogami Unii Europejskiej, i w związku z naszym zapisem w Konstytucji RP, że dług publiczny nie może przekroczyć 60 proc. produktu krajowego brutto. Na razie nam jeszcze daleko, bo jest to pięćdziesiąt kilka procent, ale gdyby co roku ten deficyt był duży, to szybko można się zbliżyć do tej niebezpiecznej granicy. A to oznacza dla Polski specjalne rygory ze strony Unii, specjalne rygory co do kształtowania wydatków, i mniejszą swobodę kształtowania polityki społeczno-gospodarczej – podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska.

Bowiem gdy kraj przekracza te 3 proc. deficytu, to wkracza Unia Europejska i wprowadza określone rygory, które ograniczają swobodę państwa w kształtowaniu polityki. To tak jakby np. ojciec w rodzinie wkroczył i powiedział, że członkowie tej rodziny nie będą już więcej wydawać, a przynajmniej nie na to, co dotychczas, ponieważ musi się zmniejszyć deficyt w rodzinie. – I tak samo to działa w skali kraju – dodaje prof. Mączyńska.

Prof. Elżbieta Mączyńska Gdy kraj przekracza 3 proc. deficytu, to wkracza Unia Europejska i wprowadza określone rygory.

Jakie mogą być ujemne skutki zbyt wysokiego deficytu? To np. wzrost długu publicznego, mniejsza wiarygodność państwa, a co za tym idzie wyższe koszty obsługi zadłużenia, mniejsza pula środków dla przedsiębiorstw, dla konsumentów. Bardziej obciążona długiem gospodarka wolniej się rozwija, płace rosną wolniej, a bezrobocie wolniej spada.

Samorządy też mają wpływ na deficyt

Deficyt sektora finansów publicznych w przyszłym roku ma więc nie przekroczyć 3 proc. wzrostu PKB. Także zdaniem Łukasza Kozłowskiego jest to możliwe, choć niełatwe.

– Jeśli gospodarka będzie rosnąć w zakładanym tempie, dosyć dynamicznym, nawet biorąc pod uwagę trochę słabnący potencjał, to będzie to możliwe, choć nie bez pewnych trudności. Będą one związane np. z tym, że ruszą inwestycje współfinansowane ze środków Unii Europejskiej, realizowane głównie przez samorządy. A do tej pory właśnie sektor samorządowy był tym elementem polskich finansów publicznych, który stabilizował nasz budżet i sprawiał, że ten deficyt nie przekraczał 3 proc. – zaznacza gość PR 24.

Łukasz Kozłowski Sektor samorządowy był tym elementem polskich finansów publicznych, który stabilizował nasz budżet.

Ponieważ samorządy wygenerowały nawet pewną nadwyżkę, jeśli chodzi o ten jeden sektor. A to pozwalało budżetowi państwa mieć wyższy deficyt, a co jednocześnie nie skutkowało przekroczeniem tego progu 3 procent.

– Natomiast teraz, kiedy samorządy mają zacząć inwestować, to również będą miały pewien deficyt. I to sprawi, że ważniejszy będzie efekt związany z uszczelnianiem systemu podatkowego, a z drugiej strony z takim naturalnym wzrostem wpływów podatkowych wynikającym z rosnącego popytu konsumenckiego, z coraz większej liczby zamówień, jakie uzyskują firmy, co siłą rzeczy przekłada się na dosyć solidny wzrost dochodów podatkowych – tłumaczy Łukasz Kozłowski.

Czyli taki wzrost może zostać osiągnięty, ale tylko jeśli koniunktura będzie nam sprzyjała.

Obligacje: gdy państwo potrzebuje pieniędzy…

Ale skoro trzeba czasem więcej wydawać niż się zarabia, to trzeba się zapożyczyć. I pożycza się np. w różnych zagranicznych instytucjach kredytujących, albo można też te środki pozyskiwać z emisji obligacji. I w naszym kraju też się tak dzieje.

– W przypadku Polski w 80 proc. są to obligacje emitowane na rynek polski, denominowane w złotych polskich i kupowane przez polskie instytucje finansowe, a także przez międzynarodowe instytucje finansowe. Także w pewnej mierze przez polskich obywateli. Warto też powiedzieć, że Polska jest wręcz innowacyjna w dziedzinie finansowania deficytu, finansowania długu. Byliśmy pierwszym na świecie emitentem rządowym, który wyemitował tzw. zielone obligacje, Green Bonds. I też tym pierwszym europejskim emitentem rządowym, który wyemitował obligacje w juanie chińskim – wylicza Łukasz Świerżewski z Ministerstwa Finansów.

Polska dostała nawet specjalną nagrodę za te tzw. zielone obligacje.

Łukasz Świerżewski Byliśmy pierwszym na świecie emitentem rządowym, który wyemitował tzw. zielone obligacje.

– To, że obecnie jesteśmy w wielu dziedzinach pierwsi, to dotyczy różnych dziedzin, bo Polska dokonała swego rodzaju „żabiego skoku”. Czyli poprzez swoje wcześniejsze zacofanie nie musiała realizować tych wszystkich etapów, przez które przeszły inne kraje, bardziej zaawansowane. I dzięki temu skokowi mamy różne osiągnięcia w wielu dziedzinach – komentuje prof. Elżbieta Mączyńska.

… to lepiej pożyczać od własnych obywateli

Jeśli jest potrzeba zadłużenia się przez Skarb Państwa, to jednak zdecydowanie lepiej mieć dług krajowy niż zagraniczny. Wyjaśnijmy więc, co to jest obligacja? Otóż obligacja to jest papier wartościowy, który kupujemy, a jeżeli kupujemy, to pożyczamy emitentowi obligacji pieniądze.

Prof. Elżbieta Mączyńska Istotne jest jednak, czy obligacje kupują polscy inwestorzy, czy inwestorzy z zagranicy.

– Istotne jest jednak, czy te obligacje kupują polscy inwestorzy, czy kupują inwestorzy z zagranicy. Chodzi tu o odsetki. Dlatego przecież pożyczamy państwu, licząc na zagwarantowane odsetki. Każdy, kto kupuje obligacje Skarbu Państwa, chce zarobić. Teraz np. można kupić obligacje oprocentowane na 2 proc. rocznie, czyli tyle można zarobić i po to je kupujemy. Liczymy na te 2 proc. Natomiast jeżeli to kupują inwestorzy zagraniczni, to te 2 proc. wędruje za granicę. Mądrze to rozwiązuje Japonia, która głównie zadłuża się u własnych obywateli i odsetki zostają w Japonii – podkreśla gość Jedynki prof. Elżbieta Mączyńska.

W zeszłym roku trochę zahamował wzrost udziału zagranicznych inwestorów w finansowaniu naszego zadłużenia.

– Ma to związek z wprowadzeniem podatku bankowego, którego przedmiotem opodatkowania są aktywa banków, z wyjątkiem obligacji Skarbu Państwa. A to jest silnym bodźcem do tego, by banki kupowały polskie obligacje skarbowe – przypomina Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.

Natomiast na poziom dochodów budżetu państwa w 2018 r. istotny wpływ będą miały działania związane np. z poprawą przestrzegania przepisów podatkowych. Ograniczenie tzw. luki podatkowej w VAT, pozytywne skutki dla budżetu przyniosą również zmiany w ustawie o grach hazardowych oraz wzmocnienie systemu monitorowania drogowego przewozu towarów.

A dokument zawierający projekt założeń budżetowych zostanie przedstawiony Radzie Dialogu Społecznego do 15 czerwca 2017 roku.

Sylwia Zadrożna, Karolina Mózgowiec, Elżbieta Szczerbak, Małgorzata Byrska