Logo Polskiego Radia
Trójka
Klaudia Hatała 03.03.2014

"Działania Rosji to na razie prężenie muskułów, a nie realna interwencja"

W dalszym ciągu sytuacja na Krymie jest napięta. Wojska rosyjskie oraz prorosyjskie oddziały samoobrony próbują poddać kontroli wszystkie gmachy użyteczności publicznej oraz obiekty wojskowe. Władze w Krymie apelują do Moskwy, by rosyjscy żołnierze wycofali się z półwyspu.
Władze w Krymie apelują do Moskwy, by rosyjscy żołnierze wycofali się z półwyspuWładze w Krymie apelują do Moskwy, by rosyjscy żołnierze wycofali się z półwyspuPAP/EPA/ALEXEY FURMAN
Posłuchaj
  • Paweł Lisicki ("Do Rzeczy") i Roman Imielski ("Gazeta Wyborcza") o sytuacji na Ukrainie (Komentatorzy/Trójka)
Czytaj także

Ukraina traci Krym. Rosja przejmuje strategiczne obiekty [relacja] >>>

Zdaniem Pawła Lisickiego ("Do Rzeczy") "działania Rosji są na razie jedynie prężeniem muskułów". - Jeżeli popatrzymy na fakty, nie na deklaracje, to tym głównym faktem było przyznanie Putinowi przez Radę Federacji zgody na przeprowadzenie interwencji zbrojnej na Ukrainie, ale na razie jeszcze ta interwencja nie nastąpiła - mówi gość "Komentatorów" w radiowej Trójce.

- Dodatkowo struktura władzy w Rosji, wygląda tak, że wszystko zależy od Putina. On nie musi pytać o żadne zgody, prosić i czekać, także całe to wydarzenie miało charakter aktu propagandowego - ocenia publicysta.

Zdaniem Lisickiego, prezydent Rosji wysyła bardzo ostre sygnały, stosuje metodę szantażu politycznego i czeka, co z tego dalej będzie. - W zależności od tego, jaki opór napotka i co się stanie, możemy się spodziewać dalszych kroków, ale na razie jest to wciąż bardziej prężenie muskułów niż realna interwencja - mówi.

Więcej interesujących dyskusji znaleźć można na stronach audycji "Salon polityczny Trójki", "Komentatorzy", "Puls Trójki" i "Śniadanie w Trójce".

W jego opinii cała operacja na Krymie ma wymiar propagandowy, zwrócony na rynek rosyjski. - Putin pokazuje "patrzcie, jestem silny, mogę zająć Krym", chociaż tak naprawdę więcej tu jest tego elementu teatralnego niż praktycznego - dodaje gość Trójki. - To jest bardzo niebezpieczna gra, bo ktoś może nie zrozumieć, że to jest gra i wtedy padną strzały - podkreśla publicysta.

- Jeśli celem Rosjan miało być rozbicie Ukrainy i podzielenie jej na różne mniejsze regiony, państewka czy okręgi, to na razie skutek jest zupełnie odwrotny od zamierzonego. Jedynym interesem jest zatem pokazanie Putina jako kogoś, kto kontroluje sytuację, ma cały czas siłę i jest głównym rozgrywającym - ocenia Paweł Lisicki.

Protesty na Ukrainie: serwis specjalny  >>>

Roman Imielski ("Gazeta Wyborcza") zgadza się, że Putin testuje świat, głównie Zachód. - Ta reakcja, mimo narzekania, że Unia działa wolno, a Obama nie jest twardy, była jednak dosyć jednoznaczna. Rosjanie chyba się jej nie spodziewali - ocenia gość "Komentatorów". - Tym bardziej, że zareagował nie tylko Zachód, ale też Chiny czy Turcja - dodaje.

- Ukraina jest dla Putina zadrą niesamowicie głęboką, ponieważ to jego druga przegrana. W 2004 roku dwukrotnie osobiście, jako prezydent Rosji, jeździł wspierać Wiktora Janukowycza - mówi Imielski.

Rozmawiała Maja Borkowska.

(kh/mk)