Specjalna odsłona akcji charytatywnej Szlachetna Paczka, która do tej pory skupiała się na pomocy polskim rodzinom w okresie świąt Bożego Narodzenia, teraz wsparła uchodźczynie i ich dzieci z Ukrainy. Paczki między innymi z podstawowymi produktami spożywczymi i higienicznymi, pomocami naukowymi, sprzętem medycznych i kuchennym trafiły w weekend do 1119 rodzin – poinformowała Joanna Sadzik, prezes organizującego akcję Stowarzyszenia Wiosna.
Ukraińskie rodziny, które zgłosiły potrzebę pomocy, prosiły np. o ubrania i buty na lato, doposażenie wynajmowanego mieszkania w garnki czy inny sprzęt gospodarstwa domowego. Potrzebne są też laptopy czy telefony, które pomogą dzieciom w nauce, a rodzinie w kontakcie z bliskimi. Były też prośby o bon na okulary czy bony do sklepu z żywnością, żeby odciążyć domowy budżet. W większości „solidarnych paczek” znalazły się także kursy języka polskiego – dodaje Joanna Sadzik.
Ci, którzy chcieli pomóc uchodźcom w ramach Solidarnej Paczki, mogli wejść na specjalną stronę, na której przedstawione są historie i potrzeby rodzin z Ukrainy. Po wybraniu konkretnej rodziny można było przygotować paczkę, zawierającą oczekiwane produkty. Jak podkreślają organizatorzy akcji Szlachetna Paczka, pomoc zawsze dostosowana jest do potrzeb. Darczyńcy drogą mailową otrzymali dokładną listą zakupów wraz z potwierdzeniem wyboru. Na każdym etapie przygotowywania paczki mogli też skontaktować się z wolontariuszem, który opiekuje się rodziną. Większość rodzin, które otrzymały pomoc, zostanie włączona do Szlachetnej Paczki i ponownie otrzyma wsparcie w grudniu - przed świętami Bożego Narodzenia.
- Potrzeby rodzin z Ukrainy nie są zbyt wygórowane – tłumaczy wolontariuszka Solidarnej Paczki Joanna Mazur. - Pomoc wciąż jest potrzebna, bo potrzeby uchodźców się zmieniają – dodaje Karolina Magryś ze Szlachetnej Paczki.
- Świat uchodźców wojennych z Ukrainy skurczył się do rozmiaru jednej walizki. Wiedli życie podobne do naszego – mieli bliskich, domy, ulubione kawiarnie, przyjaciół, ich dzieci miały znajomych z podwórka, ulubione ciastka i zabawki. Teraz mają tak niewiele. Patrząc na nich widzimy siebie, bo to przecież mogliśmy być my – podsumowuje Joanna Sadzik.
IAR/ep