Według analityków Indyjska Partia Ludowa (BJP) nie uzyska jednak większości bezwzględnej i będzie zmuszona utworzyć koalicję z partiami regionalnymi. Indyjscy wyborcy, niezadowoleni ze słabnącego wzrostu gospodarczego, wzrostu cen i korupcji, liczą na to, że położą kres 10-letnim rządom Indyjskiego Kongresu Narodowego, zdominowanego przez dynastię Gandhich.
Więcej komentarzy do bieżącej sytuacji na świecie znajdziesz na podstronach audycji "Raport o stanie świata" oraz "Trzy strony świata".
Narendra Modi, będący faworytem wyborów, cieszy się poparciem indyjskiego i zagranicznego biznesu oraz indyjskiej klasy średniej. Podczas gdy Indie popadały w ostatnich latach w recesję, rządzony przez niego stan Gudżarat kwitł i notował dwucyfrowe tempo wzrostu gospodarczego.
- Najprostszą odpowiedzią jest to, że Kongres się zużył. Ta partia to dziecko walki z Brytyjczykami, wystarczy porównać do "Solidarności". To są bardzo podobne układy. Kongres miał pierwotnie napęd ogólnoindyjski, był wyrazem opozycji wobec Brytyjczyków i to się powoli zaczyna zużywać. Takie zasiedzenie sprzyja lenistwu, zarówno politycznemu, jak i też sprzyja układom korupcyjnym, które zaważyły na sukcesie propagandy nacjonalistów - mówi gość audycji "Trzy strony świata".
Dodaje, że niektórzy żartują, że demokracja w Indiach powinna być nazywana "demokracją dynastyczną". - Być może teraz przestanie rządzić dynastia Gandhich - uważa Krzysztof Byrski.
W indyjskich wyborach, nazywanych największym demokratycznym głosowaniem na świecie, o 543 miejsca w izbie niższej parlamentu, Izbie Ludowej (Lok Sabha) ubiega się ponad tysiąc partii politycznych i 15 tys. kandydatów.
"3 strony świata" na antenie Trójki w poniedziałki i środy o godz. 16.45. Audycję przygotował Łukasz Walewski.
PAP/Polskie Radio/mp