W Witebsku dobiega końca proces działacza opozycyjnego Siarhieja Kawalenki. Aktywista Konserwatywno-Chrześcijańskiej Partii Białoruski Front Ludowy od czasu zatrzymania dwa miesiące temu prowadzi protest głodowy. Został oskarżony o rzekome „naruszenia kary”, to jest trzech lat tzw. chemii (ograniczenia wolności), zasądzonej mu za wywieszenie narodowej biało-czerwono-białej flagi białoruskiej.
Milicja twierdzi, że doszło do „czterech naruszeń” kary ograniczenia wolności. Prokurator zażądał dla aktywisty 2 lat i ośmiu miesięcy więzienia. Za tego rodzaju czyn grożą maksymalnie trzy lata więzienia.
Proces opozycjonisty rozpoczął się 21 lutego. Podczas rozpraw parę razy trzeba było wzywać karetkę – jednak sędzia Alena Żuk, powołując się na opinie medyczne stwierdziła, że stan oskarżonego jest zadowalający. Stąd obrońcy praw człowieka chcieli, żeby Kawalenkę zbadali niezależni lekarze.
Siarhiej Kawalenka podkreśla, że zarzuty wobec niego mają charakter polityczny, kontynuuje protest. Bliscy obawiają się o jego życie – żądają, by zapewniono mu opiekę medyczną w szpitalu.
W obronie białoruskiego działacza interweniował między innymi przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. – Krew Kawalenki będzie na rękach białoruskich władz, jeśli on umrze – napisał w oświadczeniu szef PE.
Żona aktywisty, Alena, powiedziała dziennikarzom przed piątkową rozprawą, że władze nie okazując pomocy medycznej głodującemu, świadomie skazują go na śmierć.
agkm, Karta 97
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś