Logo Polskiego Radia
IAR
Szymon Gebert 12.02.2011

„Nie sposób przewidzieć co się stanie. Inni dyktatorzy mogą upaść”

Arabiści Hatif Dżanabi i George Yacoub z UW, oraz Marek Kubicki z arabii.pl zgadzają się, że może dojść do kolejnych zmian władzy w rejonie Bliskiego Wschodu.
Posłuchaj
  • Jarosław Kociszewski dla Polskiego Radia
  • Arabista Uniwersytetu Warszawskiego George Yacoub dla Polskiego Radia
  • Hatif Dżanabi, arabista Uniwersytetu Warszawskiego, dla Polskiego Radia
  • Marek Kubicki z portalu Arabia.pl dla Polskiego Radia
Czytaj także

Arabista Hatif Dżanabi z Uniwersytetu Warszawskiego mówi Polskiemu Radiu, że istnieje prawdopodobieństwo zmiany władzy w innych arabskich krajach, choć rewolucja nie rozleje się na cały region. Dżanabi podkreśla, że wśród Arabów w ostatnich tygodniach zachodzi wielka zmiana mentalna. - To jest nauczka dla kolejnych społeczeństw arabskich, aby starały się coś zmienić, ale w sposób pokojowy, a nie przez rozlew krwi, jak miało to miejsce dotyhczas w krajach arabskich - wyjaśnia Dżanabi.

"Nie można przewidzieć"

Również George Yacoub z Uniwersytetu Warszawskiego twierdzi, że nie można precyzyjnie przewidzieć rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie. - Rewolucja egipska i tunezyjska dały narodom arabskim nadzieję, że da się i że można to zrobić. Jednak każdy kraj arabski jest inny - chodzi o charakter narodowy, strukturę społeczną, etniczną i religijną. Dlatego najprościej będzie prawdopodobnie w Afryce Północnej - Algierii i Maroku - dodał Yacoub.

"Mieszkańcy Libii i Syrii śledzą uważnie, co się dzieje"

Dziennikarz Polskiego Radia dla Zagranicy Jarosław Kociszewski uważa, że nastroje rewolucyjne z Egiptu i Tunezji przeniosły się m.in. do Syrii i Libii. - Mieszkańcy tych krajów bardzo uważnie śledzą to, co dzieje się w Egipcie. Ale trudno przewidzieć, co i gdzie się wydarzy, bo wszystko, co dzieje się na Bliskim Wschodzie jest zaskoczeniem i konia z rzędem temu, kto jest w stanie przewidzieć, jak to się rozwinie - dodaje Kociszewski.

"To armia przejęła władzę, nie ludzie"

Marek Kubicki z portalu arabia.pl podkreśla, że w Egipcie to nie ulica przejęła władzę, ale prezydenta Mubaraka do odejścia zmusili jego koledzy, najwyżsi wojskowi. Ekspert dodaje, że w innych krajach, gdzie armia jest silna, może dojść do podobnego scenariusza. - Jakiś związek czy spisek wojskowy, który będzie chciał obalić panujący obecnie ustrój stwierdzi, że może to zrobić, bo będzie mieć poparcie Zachodu. Będzie mógł użyć arabskiej ulicy, ruchów wolnościowych i entuzjazmu młodych ludzi, który jest obecny. Wystarczy bowiem mała iskra, żeby ludzie wyszli na ulice - wyjaśnia Kubicki.
Od wczorajszego wieczoru Egiptem rządzi Najwyższa Rada Wojskowa, która przejęła władzę po ustąpieniu prezydenta Hosni Mubaraka. Niejasna jest natomiast rola wiceprezydenta Omara Sulejmana, któremu wcześniej prezydent Mubarak przekazał część kompetencji.

tan