Logo Polskiego Radia
Jedynka
Maja Bobrowska 01.07.2011

Greckie wyspy na sprzedaż

Cięcia wydatków, podwyżka podatków i prywatyzacja mają uratować greckie finanse. Pod młotek pójdą linie lotnicze, banki, wybrzeża, a nawet niezamieszkałe wyspy.
Grecka wyspa SamosGrecka wyspa Samosfot: Wikipedia

Parlament grecki przyjął program oszczędnościowy, który ma uratować ten kraj przed bankructwem. Zaplanowane są cięcia wydatków i podwyżki podatków, które mają przynieść 28 miliardów euro oraz prywatyzacja, z której zysk ma wynieść 50 miliardów euro. Pozostaje jednak pytanie, czy ten program ma rzeczywistą szansę powodzenia i czy sami Grecy go zaakceptują?

- Z punktu widzenia ekonomii jest to program jak najbardziej realny - mówi Paweł Jabłoński z Rzeczpospolitej. - Gorzej może być jednak z jego akceptacją społeczną. W przyszłym roku zaczyna się w Grecji okres przedwyborczy, wybory odbędą się za dwa lata i prawdopodobnie zostanie wybrany nowy rząd, dużo bardziej uległy. Nie chciałbym być czarnowidzem, ale obawiam się, że pieniądze przeznaczone na ratowanie Grecji, będą zmarnowane.

Co jednak wydarzyłoby się, gdyby grecki parlament odrzucił pakiet oszczędnościowy?
- Wówczas Unia Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie przekazałyby Grecji kolejnej transzy kredytu, co by oznaczało, brak pieniędzy na wykupienie swoich obligacji, zapłacenie odsetek, a tym samym brak funduszy w kasie państwa – mówi Maciej Reluga, główny ekonomista Banku Zachodniego WBK. -Wówczas Grecja albo przestałaby np. płacić emerytom i rencistom albo ogłosiłaby bankructwo. A po ogłoszeniu upadłości władze w Atenach mogłyby zdecydować o wyjściu ze strefy euro, co miałoby poważne konsekwencje także dla greckiego społeczeństwa, gdyż ono także jest zadłużone w euro. Jeśli Grecja chciałaby wrócić do własnej waluty, ta prawdopodobnie gwałtownie by osłabła, nawet i o kilkadziesiąt procent, co tylko zwiększyłoby zadłużenie. Mówilibyśmy wówczas także o upadłości licznej grupy przedsiębiorstw i o problemach finansowych gospodarstw domowych. A na horyzoncie nie widać, póki co, żadnych rozwiązań które mogłyby ten kraj wyciągnąć z kłopotów finansowych.

Czy zatem przyjęcie planu oszczędnościowego było dobrą decyzją, czy lepiej byłoby ogłosić upadłość? I co byłoby lepsze z punktu widzenia innych państw Unii, zwłaszcza tych będących w strefie euro? - Najlepiej byłoby gdyby Grecy zrealizowali ten program -
mówi Paweł Jabłoński. To odsunęłoby od nas wszystkie potencjalne kłopoty, jak na przykład dramatyczny upadek euro. Od Grecji może bowiem ruszyć całe domino, bo w kolejce są inne kraje zachodnie, które się przez lata żyły na kredyt. Teraz może przyjść im za to zapłacić. I o to de facto toczy się walka. Państwom Unii czy Komisji Europejskiej nie chodzi bowiem tak naprawdę o ochronę samej Grecji, ile o ochronę wspólnej waluty.

Kłopot jednak w tym, że Grecy to specyficzny naród, mają inną niż nasza mentalność, a ich obecne problemy nie są czymś zupełnie nowym. Od dawna oszukiwali na statystyce, nie płacili podatków. - Obawiam się, że nie da się tego ot tak zmienić - przyznaje Jabłoński. - Obecny premier jest przecież synem i wnukiem premierów. Ciężko będzie powiedzieć - od dzisiaj zmieniamy nasze poglądy, sposób zachowania, bycia i przechodzimy na protestancką kulturę oszczędności i pracy. Trudno mi w to uwierzyć.

Ratunkiem ma być m.in. prywatyzacja, z której zysk ma wynieść 50 miliardów euro, ale budzi ona wiele kontrowersji. Mają być sprzedane linie lotnicze, banki, wybrzeża, kurorty, fragmenty wysp, czy nawet całe, niezamieszkałe, wyspy. - A tymczasem Grecja to przecież kraj gdzie socjaliści zawsze byli mocni, jest państwem socjalnym i podejrzewam, że proces prywatyzacji przedsiębiorstw nie będzie przebiegał gładko. Prostsza będzie z pewnością sprzedaż majątku.

Pomoc dla Grecji deklaruje także sektor prywatny. Szczególnie francuskie i niemieckie banki zaangażowały się w greckie obligacje. - Te instytucje przez lata kupowały greckie papiery, wyżej oprocentowane, w euro, nieobciążone ryzykiem walutowym. Trzeba jednak pamiętać, że kupowały je od państwa, o którym wiedziano, że prowadzi się skandalicznie, był to zatem swoisty moralny hazard i teraz powinny za to zapłacić - podkreśla Jabłoński. - Póki co sama kwota, o którą Niemcy mają zmniejszyć swoje należności wobec Greków z tytułu wykupu obligacji wynosi tyle ile wyniosłaby ponad połowa strat, gdyby Grecja upadła.

Najważniejszym celem wprowadzanej reformy jest doprowadzenie do samowystarczalności Grecji, tak aby była w stanie sama obsługiwać swoje zadłużenie. - Obawiam się jednak, że jeżeli ktoś już po przeprowadzonych cięciach ma wciąż dziesięcioprocentowy deficyt finansów publicznych, to nie ma szans, aby cokolwiek sam obsługiwał. Pytanie czy Grecja w ogóle jest w stanie zrównoważyć swój budżet, na jak długo i w jakim stopniu – zauważa Paweł Jabłoński.

A gdyby to Polska miała takie zadłużenie, byłoby około trzy razy większe niż obecnie i wyniosło ponad 2 biliony złotych. Na razie mamy siedemset kilkadziesiąt miliardów, prawie osiemset. Miejmy nadzieję, że Polska nigdy nie znajdzie się w podobnej sytuacji, a to co widzimy w Grecji będzie ostrzeżeniem dla naszych polityków, aby nie obiecywali gruszek na wierzbie. A jeżeli będą - to że my, wyborcy nie będziemy im wierzyli.

Rozmawiał Robert Lidke.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Uwaga - NOWY KONKURS!

Od poniedziałku do piątku do wygrania okolicznościowa moneta Narodowego Banku Polskiego. Wystarczy uważnie słuchać rozmowy "Gospodarczy Temat Dnia" o 15.30 i odpowiedzieć na pytanie zadane pod koniec audycji.

Zapraszamy do zabawy!