Walka o krzyż

Polskie Radio
migrator migrator 27.04.2010

Nowa Huta miała być idealnym miastem socjalistycznym, w którym nie było miejsca na „wsteczne”, sakralne budownictwo.

17 marca 1957 roku ks. Stanisław Kościelny, w czasie uroczystości poświęcenia krzyża pod budowę kościoła w Nowej Hucie mówił „Wzięliśmy na swoje barki Krzyż i mamy ten Krzyż dźwigać, aż do szczęśliwego zakończenia”. Trzy lata później, dźwiganie Krzyża przyjęło wymiar niemalże czysto fizyczny. W oparach petard z gazem łzawiącym, wśród odgłosów milicyjnych syren i strzałów z ostrej broni, setki mieszkańców Nowej Huty stanęło do obrony Krzyża.

Nowa Huta , której budowę rozpoczęto w marcu 1949 roku, miała być nie tylko sztandarową budową socjalizmu i karą dla inteligenckiego Krakowa, ale również idealnym miastem socjalistycznym, w którym nie było miejsca na „wsteczne”, sakralne budownictwo.

Miasto bez Boga

Tymczasem miasto rozwijało się niezwykle intensywnie. O ile w 1950 roku zamieszkiwało je blisko 19 tys. ludzi, to w 1956 było to już ponad 90 tys. Forsowna ateizacja nie przynosiła pożądanych przez władzę skutków. Mieszkańcy Nowej Huty dotkliwie odczuwali brak kościoła. Naprzeciw potrzebom wiernych wyszły władze kościelne. W czerwcu 1952 roku abp Eugeniusz Baziak wydał dekret powołujący parafię w Bieńczycach. Niestety w szczytowym okresie stalinizmu nie było najmniejszych szans, aby komunistyczne władze wydały zgodę na budowę kościoła. Powstała więc paradoksalna sytuacja. Istniała parafia licząca blisko 30 tysięcy wiernych, która nie posiadała kościoła. Ksiądz Eugeniusz Sukiennik, wikary z Nowej Huty wspominał „Msze święte dla tłumów wiernych odbywały się pod gołym niebem, przy małej kapliczce – w upale, deszczu i śniegu. No i jakże w takich warunkach spowiadać, prowadzić zajęcia katechetyczne, udzielać ślubów?”.

Październikowa Odwilż


Szansę na zmianę tej kuriozalnej sytuacji przyniósł rok 1956 i względna liberalizacja polityki komunistów wobec kościoła. Wiosną 1956 roku za zgodą księdza Kościelnego, parafianie zaczęli zbierać podpisy pod petycją o zgodę na budowę upragnionego kościoła. Zebrano prawie 7 tysięcy podpisów, które z odpowiednim pismem przesłano do Urzędu do Spraw Wyznań w Warszawie. Petycja, podobnie jak i następna, wysłana jesienią, a zawierająca już 12 tysięcy podpisów, pozostała bez odpowiedzi. Przełom nastąpił w listopadzie 1956roku. Wówczas to została wyłoniona 12 – osobowa delegacja parafian, która udała się do Warszawy. „No i sukces! – wspominał nowohucki wikariusz ks. Antoni Pawlita – Gomułka zapewnia, że partia – to znaczy władza – nie ma nic przeciwko temu, aby w Nowej Hucie postawić kościół”. Delegacja otrzymała pismo od ówczesnego ministra Jerzego Sztachelskiego, w którym komunikowano że „ [...] nie ma zastrzeżeń w sprawie budowy kościoła”. W styczniu 1957roku władze lokalne wydały oficjalną zgodę na budowę świątyni. Jednocześnie wyznaczono teren o powierzchni blisko 1 hektara. Pierwszy w Nowej Hucie kościół stanąć miał, nomen omen, między ulicą Marksa i Majakowskiego. Komitet Budowy uzyskał pozwolenie na ustawienie krzyża w miejscu przyszłej świątyni. Uroczysta procesja transmitowana była przez Polskie Radio Kraków. „Sprzed kaplicy w Bieńczycach mieszczącej do stu osób, a spełniającej rolę parafii dla 80 – tysięcznej Nowej Huty, rusza procesja w stronę uzyskanego placu pod budowę – informowała słuchaczy spikerka Polskiego Radia – Idzie młodzież, dzieci szkolne, grupy w strojach regionalnych, rzesze wiernych z orkiestrą Huty Lenina oraz duchowieństwo. [...] Wokół przystrojone okna bloków. Na placu czekają tłumy ludzi”.

Kościół pomijać jak gdyby nie istniał.

Od tej pory w miejscu, w którym stanął krzyż odbywały się wielokrotnie uroczystości religijne. Dla mieszkańców Nowej Huty stało się jasne że już wkrótce w tym miejscu zaczną powstawać kościelne mury. Nie było to takie oczywiste dla komunistycznych decydentów, tym bardziej że już w 1958roku nastąpił zwrot w polityce władz wobec kościoła. Dość wspomnieć że w lipcu 1958roku władze zdecydowały się na bezprecedensowy krok, jakim była rewizja w Instytucie Prymasowskim na Jasnej Górze. Ducha zmian dobrze oddaje notatka służbowa ministra Sztachelskiego ze stycznia 1959roku.

„1. Kościół pomijać jak gdyby nie istniał. 2. Odebrać perspektywę rozwoju pracy. 3. Obniżyć autorytet, gdy można ośmieszyć.” W oficjalnym piśmie skierowanym do władz lokalnych, podległy Sztachelskiemu, Urząd do Spraw Wyznań komunikował między innymi: „We wszystkich wypadkach, w których zezwolenie zostało udzielone, lecz do budowy jeszcze nie przystąpiono zezwoleń nie wycofywać, lecz zawiesić ich realizację na czas nieograniczony.”

Zalecano też, aby przybywającym z interwencjami delegacjom wiernych odebrać poczucie sensu takich działań, nie przyjmować żadnych pisemnych petycji i podpisów i tłumaczyć że państwo koncentruje wysiłki na budownictwie mieszkaniowym. Władze wojewódzkie w Krakowie gorliwie przystąpiły do realizacji tych wytycznych. Zaczęto żądać poprawek w projekcie budowy. W kwietniu 1959r. kontynuowanie budowy uzależniono od usunięcia dotychczasowego proboszcza ks. Kościelnego, na co ostatecznie kuria wyraziła zgodę. Nowym proboszczem został ks. Mieczysław Satora. W 1947 roku ks. Satora został zwerbowany do współpracy przez UB. Pod pseudonimami "Kolejarz", "Dyrektor", "Marecki" i "Tukan" pisał gorliwe raporty. "W okresie wystąpień w obronie krzyża z jednej strony spełniał polecenia władz kościelnych, z drugiej - polecenia Służby Bezpieczeństwa, która nim dowolnie sterowała" - pisze ks. Isakowicz - Zalwewski.

ZOBACZ FILM O OBROŃCACH KRZYŻA

W czerwcu Komitet Budowy otrzymał pismo w którym Główny Architekt m. Krakowa informował że grunt, na którym ma stanąć kościół formalnie należy do skarbu państwa. Chodziło o niecały hektar ziemi, co wobec ponad 200 ha gruntów kościelnych, które władze zagarnęły na terenie Nowej Huty po wojnie, stanowiło znikomy procent. W końcu, 14 października 1959r., władze oficjalnie wycofały zgodę na lokalizację kościoła w Nowej Hucie. Trzy dni później Wydział Finansowy przejął konto bankowe, na którym wierni zgromadzili 2 mln złotych. W początkach lutego 1960r. pod pretekstem naruszenia przepisów o stowarzyszeniach i ustawy o zbiórkach publicznych Komitet Budowy Kościoła został rozwiązany. Jednocześnie komuniści postanowili, że w miejscu, gdzie stanąć miał kościół, powstanie szkoła, która wybudowana zostanie w ramach akcji „1000 szkół na tysiąclecie”. W końcu lutego jeszcze raz próbował interweniować abp Baziak. Jego pismo do Urzędu Rady Ministrów pozostało bez odpowiedzi. W mniemaniu władz pozostawało już „tylko” usunąć krzyż.

19 kwietnia probostwo w Bieńczycach otrzymało pismo, w którym proszono o usunięcie krzyża w „nieprzekraczalnym terminie do 26 kwietnia”. Po bezskutecznym upływie tego terminu krzyż miał być usunięty „na koszt i ryzyko Parafii”. Trzy dni później krakowska Kuria Metropolitarna w piśmie skierowanym między innymi do Urzędu do Spraw Wyznań i Rady Ministrów, piórem ówczesnego biskupa Karola Wojtyły informowała „że w przypadku usunięcia Krzyża [...] zostaną pogwałcone uczucia religijne wiernych w Nowej Hucie, bardzo już rozgoryczonych z powodu czynionych trudności w przystąpieniu do budowy kościoła”. Również to pismo pozostało bez odpowiedzi. W niedzielę 24 kwietnia, proboszcz Satora powiadomił wiernych o zaistniałej sytuacji, co wyraźnie oburzyło parafian i wywołało spore zamieszanie. Dwa dni później przy krzyżu pojawiła się ręcznie napisana kartka z apelem o obronę krzyża. Tego samego dnia wieczorem podjęto decyzję, że krzyż zostanie usunięty następnego dnia rano. Władza nie przewidywała większych trudności. Kilka dni wcześniej, jeden z urzędników mówił „[...] usuniemy go sami i najwyżej parę babek pokrzyczy”.

Walka o Krzyż

27 kwietnia ok. 8.30 grupa robotników rozpoczęła wykopywanie krzyża. Na placu budowy zaczęli gromadzić się ludzie. „W rosnącym tłumie – pisał ks. Józef Gorzelany – najwięcej było kobiet, które zaczęły w pewnym momencie krzyczeć do kopiących: Wynoście się! Czy wyście nie katolicy?. Wódki wam dali. Pijanice!”. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Kiedy krzyż zaczął się przechylać, ludzie nie wytrzymali. Ktoś rzucił kamieniem w stronę wykopujących krzyż, posypały się następne. „Złapałyśmy za te kamienie; nie żeby ich uderzyć – wspominała Zofia Gaworek – ale żeby ich odstraszyć, żeby odeszli od krzyża”. Pod wyprostowanym krzyżem ludzie zaczęli ustawiać kwiaty i palić świece. Według szacunków SB, tłum liczył ok. 300 osób, a do godziny jedenastej już ok. 1000.

Na miejsce „zajść” wysłano milicjantów i tajniaków, którzy mieli obserwować rozwój wydarzeń a także ustalić i ewentualnie zatrzymać prowodyrów. Wykonali oni ok. 900 zdjęć (niestety żadne z nich się nie zachowało). Tłum systematycznie rósł. „Nie powiem że się nie boję, bardzo się boję – wspominała Danuta Romiszewska – Patrzymy po sobie, ale śpiewamy, jesteśmy bardziej solidarni, ścieśniamy się...” Milicjanci zaczęli wyłapywać pojedyncze, często przypadkowe osoby. W ruch poszły pałki. Utarczki przeradzają się w walki, które obejmują nie tylko tereny wokół krzyża, ale również Placu Cectralnego i Rady Narodowej. Eskalacja konfliktu następuje po godzinie 16. Według szacunków ubeckich w pobliżu krzyża było ok. 2 tys. ludzi, 300 metrów dalej przed budynkiem Rady Narodowej tłum liczył ok. 3 tys. O 17.40 milicja po raz pierwszy „oficjalnie” użyła pałek. Starcia trwają niemalże wszędzie. „Walka i obrona przybiera różne formy – wspomina Zdzisław Urbanik – Mieszkańcy hoteli robotniczych walą cegłami z gzymsów i z barierek na dachach. Z okien co zapalczywsze kobiety oblewają milicjantów gorącą wodą”. Ściągnięte zostały dodatkowe oddziały ZOMO. Sytuacja wyraźnie wymknęła się władzom spod kontroli. Na Placu Centralnym zniszczono budkę telefoniczną i milicyjną, w innych miejscach, między innymi, rozbito cukiernię, podpalono kiosk i zdemolowano sklep z futrami, wreszcie tłum wdarł się do budynku Rady Narodowej.


Choć władza nigdy oficjalnie się nie przyznała, użyto też ostrej amunicji. Z relacji Adama Macedońskiego: „Dobiegamy do Krzyża, gdy nagle pada salwa, która rozprasza nas na wszystkie strony. Uciekam w kierunku kamienicy i słyszę: „Zabili chłopa, zabili chłopa”, więc razem z innymi biegnę w kierunku postrzelonego. Był ranny, cały zakrwawiony; przenieśliśmy go pod mur”. O tym, że mogły być ofiary śmiertelne świadczy choćby relacja, jaką ks. Adam Pawlita złożył Jerzemu Ridanowi „Uczestniczyłem w dwóch pogrzebach – jak mi oświadczono – robotników z hoteli w Nowej Hucie. Trumny były osznurowane i zalakowane. W pochówku brało udział kilka osób ze strony rodziny. Zakazano mi z nimi rozmawiać. Wokół stali milicjanci, było ich trzech – czterech.” Obok 1700 ładunków gazu milicja wystrzeliła też 140 sztuk ostrej amunicji.

Na ulicach pojawiły się barykady. Z notatki zomowca „Około 20 przybyliśmy na miejsce [...] gdzie miał być wybudowany kościół. Tłum został wezwany do rozejścia się. W odpowiedzi posypały się kamienie [...] oraz wyzwiska typu „pachołki moskiewskie” [...] w akcji brałem udział do końca, gdyż chciałem dopaść osobników.” Systematycznie powiększane siły zaczęły uzyskiwać przewagę nad protestującymi. „W spowijających miasto ciemnościach – pisał ks. Gorzelany – nienawistne okrzyki przeciwko milicji mieszały się z niemieckimi słowami „raus”, „halt”, „loos”, które wykrzykiwali milicjanci przywiezieni ze Śląska dla powiększenia strachu wśród atakowanych ludzi”. Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego zabezpieczył budynki państwowe. Walki powoli dobiegały końca. Już po północy, w poszukiwaniu uczestników zamieszek, zaczęto przeszukiwać prywatne mieszkania i hotele robotnicze. W kolejnych 3 dniach, milicja jeszcze wielokrotnie rozpędzała grupy ludzi gromadzące się wokół krzyża.

Ogólny bilans walk o krzyż wyglądał następująco: aresztowano 493 osoby, 87 otrzymało wyroki od 6 miesięcy do 5 lat, 119 ukarano grzywnami. Dalszych kilkadziesiąt straciło pracę. Władza zadbała o blokadę informacji. Skontrolowano blisko 30 tys. sztuk korespondencji, w ponad 3 tys. znajdowały się informacje o wydarzeniach z 27 kwietnia, skonfiskowano 602 przesyłki. W prasie pojawiły się zdawkowe i kłamliwe informacje o „pożałowania godnych wypadkach”. Szczytem hipokryzji był tekst w „Gazecie Krakowskiej”, którego autor pisał „[...] dojrzali i spokojni obywatele miasta, zajęli jasne i zdecydowane stanowisko, włożyli czerwone opaski milicji robotniczej, przybyli na miejsce, by pomóc w utrzymaniu porządku.”


Epilog

Mimo ponawianych przez władzę prób usunięcia krzyża, pozostał on na miejscu. Dziś znajduje się przy ulicy „Obrońców Krzyża”. W 1977 roku mieszkańcy Nowej Huty otrzymali w końcu upragniony kościół Matki Boskiej Królowej Polski, zwany Arką Przymierza. Udało się to dzięki wierze i uporowi, a „Dokonali tego – pisał ks. Gorzelany – zupełnie przeciętni ludzie, nie wolni od wielu wad i słabości”.

Piotr Dmitrowicz

ZOBACZ ARCHIWALNE ZDJĘCIA Z NOWEJ HUTY

sortuj
liczba komentarzy: 0
    Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!