Do tego rozczytany w sienkiewiczowskich siedemnastowiecznych opisach będę miał przez miesiąc możliwość zanurzenia się w świecie, którego niby już nie ma, a jednak po trosze jest.
Zobaczyłem już to na warszawskim lotnisku. Powietrzna podróż w towarzystwie francuskich sędziów spotkania Niemcy-Portugalia, ale również Polaków: Marcinów Borskiego i Borkowskiego. Pierwszy jest sędzią technicznym, drugi rezerwowym asystentem. Powiedzenie w towarzystwie jest jednak małym nadużyciem. Oni za kotarą w biznesie, ja wraz z dziennikarzami oraz kibicami, głównie z Niemiec i Holandii w ekonomiku. Oni specjalnym przejściem dla UEFA Family na lwowskim lotnisku, my jak wszyscy, ale sprawnie i szybko. Krótka rozmowa, ale tylko prywatna, mają już od kilku dni zakaz udzielania wywiadów. Wyszli, czekały na nich samochody i tyle ich widziałem.
Czekać trzeba było dopiero w długiej kolejce do kantoru, by wymienić pieniądze. Nikt jednak nie robił problemów zwłaszcza, że zjawiły się Roksana i Marta. Ubrane w żółte koszulki woluntariuszki przyniosły mapy, wytłumaczyły jak i gdzie dojechać, podając ceny jakie powinniśmy zapłacić. Przydało się to gdyż pierwszy tajemniczy gość cedzący przez zamknięte usta słowo – taxi - zawinszował sobie za dziesięciokilometrowy przejazd sto dolarów, drugi pięćdziesiąt euro, a dopiero trzeci uprzejmie zgodził się na zaproponowane mu pięćdziesiąt hrywien, prowadząc do wysłużonej Łady, pamiętającej zapewne czasy sprzed ukraińskiej niepodległości. Dojazdówka z lotniska do miasta dobra i szeroka, ale kierowca pokazywał poprzeczne ulice i świat który stanął w miejscu za czasów późnego Breżniewa.
To nadal jest trochę inna rzeczywistość. Hotel rekomendowany przez UEFA, internet jednak nie hula, telewizor śnieży, w recepcji kilku zdenerwowanych dziennikarzy, ale dziewczyny miłe, wszyscy chcą pomóc, a uśmiech załatwia czasem więcej niż procedury, tym bardziej, że piwo zimne, a szaszłyk dobrze upieczony. Kyle z Guardiana i Mike ze Sky Sport zachwyceni moją znajomością ukraińskiego, a ja przecież mówię po polsku, bo we Lwowie lepiej być Polakiem niż Ruskim albo Niemcem. Pierwszego lubią i rozumieją, za drugim nie przepadają, trzeciego chcą oszukać.
Stadion we Lwowie, miało go nie być, a jednak się udało. To dobrze, gdyż robi wrażenie. Może nie takie jak gdańska Bursztynowa Arena, ale już go polubiłem. Zobaczę wszystkie, będzie szansa porównań. Konferencja Niemców przed jutrzejszym meczem. Nieprawdopodobnym przeżyciem estetycznym jest patrzeć na Joachima Loewa. Jak zwykle nienagannie ubrany, ściga się w dziedzinie mody z Oliverem Bierhoffem i Hansim Flickiem. Ale stanowczy jak nie on. Nocne wyjście do baru Jeroma Boatenga kosztuje go miejsce w składzie i zaufanie trenera. Cóż to jednak z wyskokami Portugalczyków, którzy na zgrupowaniu głównie się bawili. Ale jedni i drudzy zagrać potrafią olśniewająco. Oby jutro był taki mecz.
Andrzej Janisz