Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
migracja
migrator migrator 16.11.2008

Polski Obama

Donald Tusk naśladuje amerykański styl polityki i stara się sprzedać, jak Barack Obama w kampanii.

Donald Tusk naśladuje amerykański sposób prowadzenia polityki i stara się sprzedać, jak Barack Obama w trakcie kampanii wyborczej.

Szczupły, uważany za przystojnego polityk, uśmiechając się ładnie, wchodzi na mównicę. Mówi banały, podkreśla potrzebę zmiany, zaznacza, że jest źle, a będzie lepiej, obiecuje nową politykę, sukces całego narodu. Apeluje o ponadnarodową solidarność, mobilizuje wyborców do głosowania na siebie, zaznacza, że tylko on może uratować gospodarkę kraju, gdyż przeciwnik się na tym nie zna. Podkreśla potrzebę zjednoczenia się, zapowiada pokojowe podejście do polityki i rozmowy z każdym. Buduje wokół siebie aurę zaufania i miłości do wszystkich. Wypełniony po brzegi lokal z owacjami przyjmuje każde słowo przemawiającego i wpatruje się z zachwytem w jego oblicze. Brzmi znajomo? Porównanie Baracka Obamy z Donaldem Tuskiem nasuwa się samo. Ich podobieństwo uwidoczniło się w kampanii wyborczej - prezydenckiej Obamy i parlamentarnej Platformy Obywatelskiej, kierowanej przez Tuska.

Obama i Tusk w trakcie kampanii używali podobnych sloganów, mówili niewiele znaczącymi hasłami. „Zmiana”, czy obietnica „cudu gospodarczego” okazała się uniwersalnym przekazem, który zrozumieli Polacy i Amerykanie. Biorąc pod uwagę ogólnoświatową histerię na punkcie Obamy, można sądzić, że wygłaszane przez niego slogany trafiły do serc większości ludzi na świecie. Wygląda więc na to, że Tusk i Obama znaleźli receptę na jedność i szczęście całej populacji ludzkiej. Teraz wystarczy znaleźć odpowiednich kandydatów, którzy w rejonach świata „skażonych” nacjonalizmem, agresją i brakiem zaufania do każdego zaszczepią ideę miłości i „zmienią” duszące wolność władze.

„Zmiana”, czy obietnica „cudu gospodarczego” okazała się uniwersalnym przekazem, który zrozumieli Polacy i Amerykanie.

W swojej drodze do wyborczego sukcesu polski premier i amerykański prezydent-elekt w podobny sposób podkreślali inność od dotychczasowo rządzących. Tusk zaznaczał, że różnica między nim a Jarosławem Kaczyńskim nie kończy się na wzroście, zaś Obama, że jego i Busha różni coś więcej niż kolor skóry. Swój przekaz w dużej mierze oparli właśnie na opozycji do władz, których błędy stały się dla nich pożywką. Zarówno w Polsce w 2007 roku jak i teraz w Stanach komentatorzy podkreślali, że zwycięstwo wyborcze Tusk i Obama zawdzięczają nie swoim umiejętnościom czy dokonaniom, tylko niechęci do przeciwnego obozu. Niechęć tę z resztą w obu przypadkach podsycały przychylne liberalnym kandydatom media, podkreślające ich przewagę nad innymi pretendentami. Choć Obama swój przekaz kierował do innych grup niż lider PO, to za oboma stanął murem świat akademicki, media oraz środowiska przedsiębiorców. Poparcie mediów oraz świata inteligenckiego pozwolił PO na dość łatwe utrącanie merytorycznej krytyki pod swoim adresem. Każdego, kto publicznie wyrażał się niepochlebnie o Platformie, nazywano oszołomem, obrońcą „kaczystowskiej” Polski, poplecznikiem totalitarnych władz, zwolennikiem obrzydliwych Kaczorów, przeciwnikiem postępowych elit. Choć w Stanach używano innych epitetów, mechanizm był ten sam. Każdy, kto nie zamierzał a potem nie głosował na Demokratę, a co gorsze mówił o zagrożeniach płynących z jego wygranej, był rasistą. I to kończyło dyskusję.

Obama i Tusk przykładają dużą wagę do kwestii PRowskich, chętnie występując w roli showmanów. Kampania wyborcza kandydata na prezydenta USA była ciągiem imprez przypominających kampanię reklamową proszku do prania. Obama pokazywał się na nich nie jako polityk tylko gwiazda popkultury. Taki obraz płynął choćby z przyjęcia oficjalnej nominacji partii Demokratycznej na kandydata na prezydenta. Uroczystość odbyła się na stadionie w obecności 80 tysięcy osób. Charakter takich spotkań wynika ze specyfiki sceny politycznej w USA. Donald Tusk stara się z niej czerpać, ale w dużo mniejszym zakresie. W trakcie pełnienia funkcji premiera wziął udział w kilku mniejszych eventach. Razem z innymi przywódcami europejskich krajów dzielnie demontował szlaban, świętując wejście Polski do strefy Schengen, na jeden dzień został szefem wydania gazety „Fakt”, wziął udział w wielkiej debacie ze studentami, własnoręcznie przestawiał zwrotnice na peruwiańskim szlaku kolejowym. Zapewniło to Tuskowi miejsce w mediach i wizerunek ludzkiego polityka. Polski premier próbuje się sprzedać tak samo jak Obama w trakcie kampanii wyborczej. Prawdopodobnie, zarówno jeden jak i drugi styl ten będzie kontynuował.

Obaj politycy równie chętnie mieszają sfery swojego życia prywatnego z polityką. W kampanii wyborczej Tusk i Obama korzystali z pomocy swoich rodzin, z którymi chętnie pokazywali się publicznie. Wsparcie mężów przez Michelle Obamę i Małgorzatę Tusk było zabiegiem PRowskim, mającym ocieplić wizerunek polityków.

Obaj działacze szczycą się także swoją sportową pasją. Tusk od dawna podkreśla miłość do piłki nożnej. Jak zaznacza, nawet jako premier stara się pobiegać z kolegami za piłką. A jak nie ma czasu to rzuci chociaż okiem na jakiś mecz w telewizji. W Stanach soccer nie cieszy się taką popularnością, jak piłka w Polsce. Dlatego Obama jest miłośnikiem koszykówki. Do sportu politycy podchodzą bardzo poważnie. Jakby od tego, ile bramek strzelą, czy rzucą koszów, zależało, jakimi będą przywódcami. Oprócz koszykówki Obama lubi także wpaść sobie na siłownię. Po wyborach w USA świat obiegły zdjęcia, na których prezydent-elekt wychodził z ulubionego klubu fitness. Nareszcie mógł sobie w spokoju poćwiczyć.

Retoryka Obamy i Tuska jest bardzo podobna. Szef PO w 2007 roku także prezentował się, jako polityk „zmiany”. Być może dlatego w Polsce wygraną Obamy przyjęto z tak dużym optymizmem. Zadowolenie Polaków ze zwycięstwa Demokraty świadczy o tym, że udzieliła się im ogólnoświatowa „Obamomania”, a miłość do swojego premiera przelali na nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. W dobie światowego kryzysu gospodarczego powstało w Polsce powiedzenie „Miała być druga Irlandia, a jest trzeci świat”. Być może za oceanem niedługo powstanie podobne: „Miała być wielka zmiana, a wyszła kaszana.”

Stanisław Żaryn