Karol Modzelewski, profesor historii i opozycjonista w PRL uważa, że rachunek za transformację nie musiał być tak wysoki. Jak tłumaczy, zarzucono wartości z czasów pierwszej ”Solidarności”: wybrano spośród nich wolność, a o równości i braterstwie zapomniano. Do podobnych wniosków dochodzi w głośnym w ostatnich dniach wywiadzie w ”Gazecie Wyborczej” Marcin Król. Było on mentorem budujących gospodarkę neoliberalną w Polsce.
Według prof. Karola Modzelewskiego, reorientacja Marcina Króla jest dobrym znakiem na przyszłość. Profesor jest zdania, że zbliża się zmiana, a dokona się ona, gdy nowy nurt ideowy stanie się dominujący, a ”siły polityczne wezmą w karby globalny kapitał finansowy”.
Gość Jedynki ocenił, że jedna trzecia społeczeństwa może czuć się wykluczona, nie ma perspektyw. - Są trwale wypchnięci za burtę okrętu polskiej modernizacji. I ani oni, ani ich dzieci nie mają szans, żeby się na pokład wdrapać – mówił Karol Modzelewski w Jedynce. Jak podkreślił, ten los zgotowały im wszystkie rządzące do tej pory ekipy.
Historyk ocenił, że mamy wolność bez równości i braterstwa, przez to jest ona krucha. - Syndrom nieufności, poczucia krzywdy - to jest właśnie skutek porzucenia tych dwóch egalitarnych wartości – powiedział. Zaznaczył, że w pierwszej ”Solidarności”, do okresu stanu wojennego, zajmowały one ważne miejsce. Później o nich zapomniano, nie przywołano ich i po 1989 roku, a w rezultacie ludzie z poczuciem krzywdy składają winę na współczesne państwo polskie.
Sierpień '80: serwis specjalny >>>
Okrągły Stół nie jest winny
Prof. Karol Modzelewski zaznaczył, że nie jest zasadne obarczanie Okrągłego Stołu np. odpowiedzialnością za plan Balcerowicza. Jak tłumaczył, z ustaleniami gospodarczymi napisanymi wówczas przez Ryszarda Bugaja, powstałe później rządy zerwały.
Modzelewski opowiadał, że Okrągły Stół był spotkaniem dwóch przegranych elit i politycznych rozbitków. Dodał, że zapewne nie doszłoby do niego, gdyby nie pierestrojka w Związku Radzieckim. Wiele osób zyskało wówczas poczucie, że imperium mięknie. Dodał, że dla młodych robotników, którzy wtedy strajkowali, mit ”Solidarności” był żywy i dlatego zażądali oni przywrócenia związków zawodowych.
Historyk mówił, że obie strony wykazały się wyobraźnią polityczną tylko w tym sensie, iż uznały porozumienie za jedyne bezpieczne wyjście. – Natomiast konsekwencji nie przewidywała ani strona rządowa, ani solidarnościowa – zaznaczył. Jak mówił, "Solidarność" bała się, że zostanie wciągnięta do Sejmu i będzie musiała współsygnować niepopularne decyzje związane z kryzysem. Z kolei rząd bał się reaktywacji NSZZ Solidarność. Ostatecznie historia wywróciła wszystkie rachuby do góry nogami. – Wybory, których obawiała się ”S” dały jej w ciągu kilku miesięcy władzę w kraju – mówił Karol Modzelewski.
Historyk zaznaczył też, że Wałęsa bardzo skutecznie negocjował z celem osłabienia prezydenta, bał się bowiem dyktatury Wojciecha Jaruzelskiego. Tak się złożyło, że został prezydentem i potem chciał te uprawnienia rozszerzyć.
Modzelewski mówił, że został senatorem I kadencji, bo służba bezpieczeństwa nie dała mu paszportu do Francji. Miał jechać na wykłady do Paryża.
Karol Modzelewski był także w Jedynce pytany o Ukrainę. Jego zdaniem Wiktor Janukowycz nie jest w stanie pójść w ślady Wojciecha Jaruzelskiego.
Gościem Jedynki był Karol Modzelewski, historyk, działacz opozycji demokratycznej w PRL. Ostatnio ukazały się jego wspomnienia pod tytułem ”Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”.
Rozmawiał Jan Ordyński.
agkm