W Bostonie na mecie maratonu doszło do dwóch eksplozji. Trzy osoby zginęły, w tym ośmioletni chłopiec. Ponad 140 osób jest rannych.
Eksplozje na maratonie w Bostonie - relacja >>>
Jedna trzecia z 23 tysięcy uczestników słynnego maratonu bostońskiego dobiegła już do mety, gdy rozległy się dwa wybuchy - w odstępie kilkunastu sekund jeden od drugiego.
- Zamach miał miejsce mniej więcej cztery godziny po starcie - mówi Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w USA. - Zwycięzca maratonu, Etiopczyk Lelisa Desisa już około dwóch godzin cieszył się ze swojego sukcesu - dodaje dziennikarz Trójki.
Świadkowie zamachu mówią, że eksplozje były bardzo silne. Bomby zdetonowano w strefie dla publiczności. Zapanował tam chaos. Krzyki rannych mieszały się z syrenami karetek pogotowia i wozów policyjnych. W powietrzu unosiły się kłęby dymu.
- Ofiary zamachu to głównie widzowie - podkreśla Wałkuski. - Bomby umieszczone były w odległości około 50 metrów od siebie i wybuchały w odstępie kilkunastu sekund, w miejscach gdzie stała publiczność – opisuje dziennikarz.
Marek Wałkuski dodaje, że rozmawiał z Polakami którzy startowali w maratonie i ich relacje były podobne. Biegacze podkreślali, że wzdłuż trasy stało tysiące ludzi, był tłum i to cud, że zginęły tylko trzy osoby.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Markiem Wałkuskim.