Od 1 do 12 lipca br. w całej Polsce utonęły 94 osoby, a w miniony weekend utonęło 38 osób. To zatrważająca statystyka. Ta skala zaczyna się zbliżać do wielkości podobnych do ilości ofiar wypadków drogowych, do jakich dochodzi podczas powrotów z długich weekendów. Dlaczego tak się dzieje?
Zdaniem Jerzego Telaka, prezesa Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (WOPR) do tak dużej liczby wypadków przyczyniła się niewątpliwie wysoka temperatura powietrza oraz wody. - I na pewno brak wyobraźni, a w niektórych przypadkach także nadmierna ilość alkoholu. I są takie skutki, jakie mamy - mówi.
Scenariusz tych wakacyjnych tragedii jest zazwyczaj bardzo podobny: giną głównie młodzi, dwudziestokilkuletni mężczyźni, najczęściej podczas kąpieli na niestrzeżonych kąpieliskach, w zbiornikach retencyjnych, stawach czy nawet gliniankach. O wiele rzadziej do takich wypadków dochodzi nad morzem i na Mazurach, gdzie są zwykle zorganizowane kąpieliska i gdzie nad bezpieczeństwem zażywających kąpieli czuwają ratownicy WOPR.
- W WOPR mamy bardzo dobrze zorganizowaną bazę. Jest to ponad 100 kąpielisk strzeżonych i dlatego tam wypadkowość jest dużo mniejsza - mówi Jerzy Telak. Jego zdaniem ratownicy WOPR są obecni na dużych, strategicznych akwenach, w związku z czym kąpiel np. nad jeziorami mazurskimi jest dużo mniej ryzykowna, niż na mazowieckich gliniankach, wyrobiskach czy rzece Wiśle.
Największe zagrożenie utonięciem jest zdaniem prezesa WOPR w tych miejscach, gdzie nie ma ratowników. Czarną statystykę podnoszą według Jerzego Telaka śródlądowe województwa. Szef ratowników WOPR namawia, aby wybierać takie miejsca kąpieli, które są strzeżone przez ratowników i w związku z tym dużo bezpieczniejsze. Apeluje także o nie wchodzenie do wody po alkoholu i długotrwałym przebywaniu na słońcu.
(pm)