Zaistnienie wśród elity intelektualnej dwudziestolecia Bruno Schulz zawdzięczał zainteresowaniu Witkacego i Gombrowicza, którzy poradzili mu, żeby udał się do Zofii Nałkowskiej, gdy będzie w Warszawie.
Przemówił tą swoją polszczyzną do niej i ona wyraziła zgodę na przeczytanie "Sklepów cynamonowych". Była do tego stopnia zafascynowana lekturą, że następnego dnia rano zadzwoniła do Schulza, żeby natychmiast do niej przyszedł. I tak w 1934 roku w wydawnictwie "Rój" wyszły drukiem "Sklepy cynamonowe", a w 1937 roku - "Sanatorium pod Klepsydrą", także dzięki Nałkowskiej.
Wiem, że chciała Schulza uratować. Miał już wtedy tzw. aryjskie dokumenty, uzyskane przez nią i miał wyjechać do Warszawy. Do Drohobycza powinien był przyjechać jakiś członek podziemia, prawdopodobnie oficer Armii Krajowej, znający "perfect" język niemiecki, w mundurze niemieckim, aby go, mówiąc w cudzysłowie, zaaresztować.
Niestety, spóźnił się. Gdy ten oficer przyszedł do Nałkowskiej i powiedział, że trzeba jechać do Drohobycza, ona powiedziała: "Mój drogi, za późno! Naszego Brunona Zabito!"...
Aby wysłuchać wyjątkowych wspomnień Alfreda Schreyera, wystarczy wybrać dźwięk "Naszego Brunona Zabito!" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.