- To nie mój interes, nie moja sprawa. Chciałbym pomagać innym na tyle, na ile to jest możliwe: Żydom, Aryjczykom, czarnym, białym. Chcemy sobie pomagać, bo taka jest ludzka natura – mówił dyktator ustami Charliego Chaplina. Artysta ów genialny film ukończył w 1940 roku. O "Dyktatorze" była mowa w kolejnym spotkaniu z twórczością Chaplina w "Wakacyjnej Akademii Komedii Filmowej".
To pierwszy dźwiękowy film komika. A zarazem: – Był to jedyny film hollywoodzki, który otwarcie w owym czasie zaatakował hitleryzm – opowiada Andrzej Kołodyński, krytyk filmowy oraz historyk kina. Chaplin gra Hynkela, dyktatora rządzącego Tomanią, który wraz ze swoim sojusznikiem Napalonim dokonuje inwazji na sąsiedni kraj Austerlich. - Gdybym znał grozę hitlerowskich obozów koncentracyjnych, nie potrafiłbym zrobić tego filmu – mówił po latach Chaplin.
Nakręcił film, który wykorzystuje podobieństwo między małym włóczęgą, będącym żydowskim fryzjerczykiem, i Hitlerem. W pewnym momencie zostanie on wzięty za dyktatora. Następuje nieoczekiwana zamiana ról i we wspaniałym finale ów "nowy" dyktator wygłasza przemówienie do ludzkości:
Dostał honorowego Oscara dopiero w 1972 roku, pięć lat przed śmiercią. Wywarł ogromny wpływ na kino całego świata, a środowisko Hollywood właściwie nigdy go nie uhonorowało. Nagroda z 1972 była "formalnością" i jakby próbą nadrobienia tego niedopatrzenia. – To bardzo emocjonalna chwila dla mnie i żadne słowa nie oddadzą tego, co czuję. Wydają się zbędne – mówił Chaplin, odbierając statuetkę.
Rozmawiała Anna Stempniak.
(ed)