Pewien muzyk, zauroczony talentem Violetty Villas, powiedział: "Panie Jurku, pan przyjdzie, zobaczy pan nową solistkę. Ale głos!”.
- Wiedziony ciekawością zjawiłem się tam. Ona otworzyła gardło, wydała z siebie dźwięk, a ja prawie padłem z wrażenia - opowiada Połomski. - Wiedziałem, że to jest coś - dodaje. Wspomina, że Villas od początku budziła kontrowersje, wywoływała skandale. Szokowała nie tylko głosem, ale też strojem i zachowaniem. - Violetka intelektualistką nie była. Środowisko wiedziało o tym i absolutnie to rozumiało. Ona była też troszkę na bakier z dobrym smakiem - stwierdza Jerzy Połomski, którego debiut zbiegł się z debiutem Villas.
Oboje zaśpiewali na scenie I Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie w 1961 roku. Jak wspomina gość Jedynki, przed występem miał "straszną” tremę, z którą pomagała mu wówczas walczyć Sława Przybylska. - Żaliłem się jej, że się pomylę, że zapomnę tekst - wyznaje artysta. Koleżanka "po fachu” poradziła: "wypij głębszego, mnie to zawsze pomaga”. - Byłem jeszcze wtedy niepijący. Bałem się alkoholu przy takiej okazji, bo to duże ryzyko. Ale coś tam wypiłem, jakiś koniaczek - zwierza się artysta. 51 lat temu na scenie w "obrzydliwej, zimnej hali” Stoczni Gdańskiej wykonał utwór zatytułowany "Woziwoda”, za który został wyróżniony. - Teraz tego tekstu nawet nie pamiętam, nie śpiewam go - przyznaje.
Więcej na temat twórczości Jerzego Połomskiego, jego doświadczeniach scenicznych i współpracy z młodymi muzykami w dźwięku.
Rozmawiał Zbigniew Krajewski.
(mb)