Nepalska policja prowadzi śledztwo ws. domniemanej walki, do której miało dojść na szczycie Mount Everest między dwoma znanymi alpinistami Simone Moro i Ueli Steck, a przewodnikami górskimi. Włoch i Szwajcar kontynuowali wejście na szczyt wbrew poleceniom Szerpów. Zdaniem Nepalczyków wywołali małą lawinę. Alpiniści zaprzeczają, że takie wydarzenie miało miejsce.
Adam Bielecki przyznaje, że te doniesienia są bulwersujące. Zauważa jednak, że można było się tego spodziewać po tym, co dzieję od początku organizacji wypraw komercyjnych na Mount Everest. - Z roku na rok jest tam coraz więcej ludzi. Wokół wejścia na górę zbudowano cały przemysł. A Szerpowie są tam w pracy, zarabiają bardzo duże pieniądze. Tam gdzie pojawiają się pieniądze i duży interes dochodzi w pewnym momencie do takich incydentów - powiedział Bielecki.
Polski himalaista przypomniał, ze Szerpowie są u siebie i wszystkie rekordy wejścia na Everest należą do nich. A wspinacze sportowi, nastawieni na wyczyn, są w mniejszości. Szerpowie nie są do nich przyzwyczajeni. - Gdy pojawiają się obok, idą szybko bez tlenu, to łamią niepisane reguły, które tam funkcjonują. To może Szerpów drażnić. Podejrzewam, że jakiś aspekt ambicjonalny mógł mieć miejsce - przyznał Bielecki.
Zdaniem Bieleckiego sportowe wyczyny na Mount Everest są obecnie bardzo trudne. W zasadzie nie ma ich w sezonie wiosennym, gdy wejście jest najłatwiejsze i jest najlepsza pogoda. Przypomniał, że sam Simone Moro zbulwersował w zeszłym sezonie opinię publiczną zdjęciami z Mount Everestu na których widać było kolejki wspinaczy zmierzających w stronę szczytu. Tworzyły się korki. - Na szczęście nie całe Himalaje tak wyglądają. Nie cały Everest tak wygląda jak to, co dzieje się na dwóch klasycznych drogach od północy i od południa - powiedział Bielecki.
Posłuchaj rozmowy Dariusza Rosiaka z himalaistą Adamem Bieleckim.
tj