Przez lata Tomasz Sapryk był kojarzony z warszawskim Teatrem Powszechnym. W 2010 roku postanowił jednak, że odchodzi. - Przy realizacji "Złego" po dwóch miesiącach prób delikatnie mówiąc trzasnąłem drzwiami i zrezygnowałem z roli. Uznałem, że w złym kierunku zmierza ta praca – mówił w "Spotkaniu z mistrzem".
Z Teatru Powszechnego Tomasz Sapryk trafił do Teatru Syrena (m.in. "Skazani na Shawshank" i "Plotka"), a w 2012 roku dostał propozycję od Jana Englerta, dyrektora Teatru Narodowego. Po roku aktor absolutnie nie żałuje, że z niej skorzystał. Cieszy się również, że mógł debiutować na narodowej scenie w sztuce "Bezimienne dzieło" Witkacego.
- Raz, że zacząłem pracować od razu na dużej scenie, dwa, że reżyserował Jan Englert. Byłem więc troszeczkę spokojniejszy, ponieważ znamy się od wielu lat i wiedział czego ode mnie chce. Wydaje mi się, że wyszło bardzo dobre przedstawienie. Jan Englert zinterpretował tekst Witkacego w nowy, fascynujący sposób, oderwany trochę od pewnej naszej polityki - tłumaczył Tomasz Sapryk.
Gość Jedynki lubi porównywać swoje występy na scenie do jazzu. - Dany wieczór jest pustym zapisem i zaczynamy na nowo. Jeżeli partner zacznie tego wieczoru agresywnie, ja też staram się dostosować do tego. Czasem to ja coś zaproponuję. Żywość tego miejsca, to że to się dzieje tu i teraz, jest najbardziej podniecające - przekonywał Tomasz Sapryk.
Rozmawiała Anna Retmaniak.
pg