Połeć przyznał, że fotoradary są "nieszczęsne", bo wzbudzają ogromne emocje. Podkreślił jednak, że zadanie, które Inspekcja Transportu Drogowego przejęła od policji przekłada się na bezpieczeństwo ruchu drogowego i potwierdzają to statystyki. - Jest powszechne odczucie, że ludzie zaczęli jeździć wolniej. Czy nam się to podoba, czy nie na pewno fotoradary mają w tym oczywisty udział - powiedział Połeć.
Przypomniał też, że "zakład fotograficzny", jak mawiają złośliwi powstał na mocy ustawy, którą jednogłośnie przyjął Sejm i szwankuje w nim jeden z elementów, prawo wykroczeń, które powstało w latach 70. ubiegłego wieku. - Przepisy prawa nie pozwalają nałożyć kary na właściciela pojazdu, albo na jego użytkownika, tylko na osobę kierującą. Tu zaczyna się zabawa w magiczne trzy pytania i "tworzenie łańcuszków świętego Antoniego" - powiedział Połeć.
Wyjaśnił też, że założenie polegało na tym, żeby cały proces został zautomatyzowany. - Nie da się tego zrobić z prozaicznego powodu. Fotoradary automatycznie zrobią zdjęcia i prześlą je do centrali. System odczyta numery rejestracyjne, zada pytanie do systemu ewidencji kierowców i na tym kończy się automatyka - powiedział Połeć.
Jak podkreślił Połeć we wszystkich krajach, które zautomatyzowały proces kontroli fotoradarowej pojawiły się sankcje administracyjne adresowane do właściciela pojazdu.
Z Tomaszem Połeciem rozmawiał Krzysztof Grzesiowski
"Sygnały dnia" na antenie Jedynki od poniedziałku do soboty między godz. 6.00 a 9.00. Zapraszamy!
tj