20 lipca 1968 r. oddano do użytku największy polski sztuczny zbiornik wodny na Sanie. Solina, nazywana często bieszczadzkim morzem ma ok. 22 km kw. powierzchni. Moment otwarcia zbiornika relacjonowało Polskie Radio.
- W Solinie, w woj. rzeszowskim w przeddzień lipcowego święta rozpoczyna pracę nowoczesna hydroelektrownia - mówił prowadzący audycje ”7 dni w kraju i na świecie”. - Przed zebranymi roztacza się imponujący widok na wielką zaporę, zbiornik wodny i urządzenie elektrowni o mocy 136 MW.
Budowa zapory na Sanie. 1965. Wikimedia Commons/dp. Źr.: Fotopolska.eu. Fot.: Julo - zbiory prywatne
Okiełznać San
Elektrownia wybudowana w sercu Bieszczadów była jak na ówczesne czasy obiektem bardzo nowoczesnym, w pełni zautomatyzowana, należała do czołówki światowej. Projektantom i budowniczym udało się okiełznać San, trzecią, po Wiśle i Dunajcu, najgroźniejszą rzekę powodziową w Polsce.
- Koncepcja budowy zapory w Solinie powstała jeszcze w latach 20. naszego wieku – mówił dyr. Karpackiego Przedsiębiorstwa Budowy Zapór Wodnych Hydrobudowa 10, Jerzy Tietiajew w przededniu oddania do użytku zbiornika w Solinie w 1968 r. - Jej prekursorem był prof. Pomianowski. Początkowo wskazywano inne miejsce na budowę tej inwestycji. Zapora miała mieć też nieco inny charakter, inne rozmiary miał mieć również zbiornik.
Widok na Zaporę Solińską od strony Jeziora Solińskiego. Wikimedia Commons/cc. Źr.: Fotopolska.eu. Fot: inforobert
Wysokość zapory na Sanie wynosi 82 m, długość – 664 m. Budowa pochłonęła ok. 820 tys. metrów sześciennych betonu. Linia brzegów tego sztucznego jeziora ma ok. 156 km.
Budowę odwiedził w 1966 r. Jerzy Legro z redakcji ”Popołudnie z młodością”. Pokazał młodych ludzi, którzy w Solinie szukali swej życiowej szansy. Obraz, jaki wyłaniał się z tej reporterskiej relacji nie napawał optymizmem.
Domy obsługi zapory w Solinie 1968. Wikimedia Commons/dp. Źr.: "W Bieszczadach" Roman Izbicki i Tadeusz Sumiński Wydawnictwo Interpress. Fot.: Tadeusz Sumiński
Zielone wzgórza nad Soliną
- Prawdę powiedziawszy to tu jest zamarłe życie – mówił jeden z bohaterów reportażu ”Smutni bohaterowie bieszczadzkiego morza”. – Tu więcej powinno być wieczorków, jakiś zabaw, a tu nic nie ma. Pójdzie się tylko na świetlicę obejrzeć program, w ping-ponga pograć, a tak poza tym praca jedynie.
- Przyjechali z rzeszowskich i krakowskich wsi, przeludnionych, biednych – opisywał autor reportażu. - Są tu tymczasowo, do końca budowy. Nie wiedzą, co będą robić potem, teraz interesują ich tylko zarobione złotówki. Pracują, by pomóc rodzinom albo uskładać na garnitur, motocykl, ożenek. Czy to będą jedyne bogactwa, które stąd wywiozą? - zastanawiał się Jerzy Legro, starając się wzmocnić ten smutny obrazek propagandowym komentarzem.
Dziś zalew soliński cieszy turystów. Miejsce stało się ośrodkiem sportów wodnych i przystanią dla statków spacerowych.