Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Luiza Łuniewska 14.03.2011

Spokojnie, to tylko awaria

Tomasz Jackowski (Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku): Woda uszkodziła system schładzania w Fukushima, a potem zabrakło wody do chłodzenia.
Spokojnie, to tylko awariafot. PAP/EPa/ABC News

- To, co się dzieje w Japonii to tylko awaria, choć poważna awaria - mówi Tomasz Jackowski z Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku. - Nie katastrofa, tylko zdarzenie, które jest przewidywalne, robi się takie symulacje.

Po wyłączeniu reaktora należy odprowadzać ciepło powstające w wyniku rozpadu. - W momencie trzęsienia ziemi wszystko zadziałało prawidłowo: reaktory, które powinny, wyłączyły się. Zaczęły działać silniki diesla, które odpowiadają za schładzanie. Niestety, przyszła fala tsunami, która je zalała. Operatorzy, zgodnie z procedurami zaczęli spuszczać parę, by zapobiec przegrzaniu. Niestety, przy tym wydziela się wodór, który doprowadził do wybuchu w budynku. Minimalnie wzrosło też promieniowanie - tłumaczy w rozmowie z Zuzanna Dąbrowską.

Tomasz Jackowski mówi, że Japończycy podjęli bezprecedensową decyzję o wtłaczaniu wody morskiej do reaktora. Nigdy wcześniej na świecie tego nie stosowano, bo nikt nie przewidział, że w takiej sytuacji zabraknie także wody.

Z 24 reaktorów w Japonii wyłączonych jest tylko 11. Awaria dotyczy trzech, w elektrowni, która najbardziej ucierpiała.

(lu)

Aby wysłuchać całej audycji, wystarczy wybrać "Fukushima" w boksie "Posłuchaj” w ramce po prawej stronie.
Na "Popołudnie z Jedynką" zapraszamy codziennie w godz. 15.00 – 19.30.

*****

Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest pan Tomasz Jackowski szef Działu Analiz Reaktorowych z Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku. Witam pana.

Tomasz Jackowski: Witam, dzień dobry państwu.

Z.D.: No właśnie, problemów jądrowych. To jest temat, który budzi wielkie emocje, wielkie kontrowersje, kłócą się naukowcy, kłócą się zwolennicy i przeciwnicy wykorzystania energii jądrowej dla pozyskiwania energii, dla nas wszystkich, dla przemysłu, dla ludzi. To, co się dzieje w Japonii to jest katastrofa czy bardzo poważna awaria? Jakby pan nazwał stan Fukushimy?

T.J.: Nie, to jest ciężka awaria. Takie awarie analizuje się w momencie, kiedy się robi projekt elektrowni, sprawdza się, jakie jest ich prawdopodobieństwo i robi się wszystko, żeby ich uniknąć. W najnowszych reaktorach taka awaria nie ma prawa spowodować skutków na zewnątrz.

Z.D.: Powiedzmy, na czym polega ta awaria, bo z różnych stron słychać o wybuchu jądrowym. Mam nadzieję, że to jednak nie jest wybuch jądrowy, w elektrowni chyba nie jest to możliwe.

T.J.: Nie, w ogóle w elektrowni jest niemożliwy wybuch jądrowy. Elektrownia jądrowa w momencie, kiedy jest wyłączona, musi mieć odprowadzone ciepło z rdzenia reaktora bezpośrednio po wyłączeniu, dlatego że w czasie pracy wytwarzane są produkty rozszczepienia, które potem promieniują i wytwarzają ciepło i trzeba zwyczajnie to ciepło odprowadzić, żeby one się nie przegrzały. To, co się stało w tej elektrowni, jest nietypowe, tak jak nietypowe jest to, co się stało w Japonii, to zdecydowanie przekracza skalę tego, do czego Japończycy się przygotowywali. Reaktory zostały prawidłowo wyłączone, te, które zostały wyłączone, te, których normy, te graniczne wartości trzęsienia ziemi zostały przekroczone, włączyły się diesle, zaczęły prawidłowo chłodzić reaktor, zasilać chłodzenie...

Z.D.: Dodajmy, że w całej Japonii na 54 reaktory zamkniętych jest 11, a my mówimy o tych trzech, które są w elektrowni, która najbardziej ucierpiała.

T.J.: Tak, ale jest kilka na tej samej wyspie, które w tej chwili są podstawą zasilania i dzięki nim chodzą pociągi. A tutaj rzeczywiście sytuacja była taka, że zasilanie trwało, to awaryjne zasilanie się prawidłowo włączyło, pompy wszystkie działały prawidłowo i przyszła fala tsunami. I ta fala tsunami według tych wiadomości, które dostajemy, uszkodziła diesle. Uszkodziła po prostu źródła zasilania elektrycznego i w tym momencie przestała wpływać woda do reaktora i woda tam istniejąca zaczęła się nagrzewać, odparowywać, powstało duże ciśnienie, operatorzy spuścili parę po to, żeby zmniejszyć ciśnienie i to dało efekt w postaci lekkiego zwiększenia tła promieniowania. No a równocześnie, ponieważ ta woda nie dopływała, zaczęły się odsłaniać elementy paliwowe i coraz bardziej się nagrzewać, bo nie odbierano z nich ciepła.

Z.D.: Czy to się wiązało z dalszym wzrostem promieniowania?

T.J.: Nie, to nie na tym polega, nie, nie, nie wiązało się z wzrostem promieniowania, natomiast wiązało się z tym, że nagrzewały się koszulki elementów paliwowych, które są z cyrkonu, i te koszulki zaczęły reagować z parą wodną, a ta reakcja po prostu powoduje powstawanie wodoru. I przy kolejnych spuszczeniach pary po to, żeby utrzymać ciśnienie, żeby obniżyć ciśnienie w zbiorniku reaktora, wodór wydostawał się razem z parą. I o ile w zbiorniku reaktora on nie ma prawa wybuchnąć, o tyle w budynku, jak napotyka powietrze, to spotyka się z tlenem i po prostu wybucha. Oczywiście nie zawsze wybucha. Dopóki jest dużo pary, to on nie wybucha, jak para zostanie skroplona, to wtedy następuje wybuch. To jest zjawisko, które jest bardzo dokładnie analizowane od wielu, od dziesiątków lat przy wszelkich analizach reaktorowych, to jest już zakres rzeczywiście bardzo poważnej awarii i stosuje się metody, żeby temu zapobiec. Ten reaktor pierwszy miał 40 lat, następne mają po trzydzieści kilka i widocznie systemów, które powodują, że ten wodór się z powrotem łączy z tlenem, tam nie było, takich katalizatorów, które...

Z.D.: Ale to znaczy, że mamy dwa rodzaje zagrożenia. Jedno, bezpośrednie można powiedzieć, właśnie bezpośrednie, techniczne, nie wiem, jak to dobrze nazwać, związane z wybuchem wodoru, a drugie z podniesieniem się poziomu promieniowania związanym z odsłonięciem rdzenia, tak? To są dwie...

T.J.: Znaczy to nie jest... Odsłonięcie rdzenia nie powoduje podniesienia się poziomu promieniowania bezpośrednio. Odsłonięcie rdzenia powoduje grzanie się elementów paliwowych i te grzejące się elementy paliwowe powodują, że koszulki zaczynają się utleniać i to dalej daje reakcję powstania wodoru. Natomiast może prowadzić w dalszym ciągu, jeżeli nie zostaną zalane wodą, może prowadzić do stopienia elementów paliwowych. I w tej chwili wiadomo, że w pierwszym reaktorze jakieś stopienie nastąpiło niewielkie, one nie spadły nigdzie, tylko jeden element, jedna kaseta co najmniej się stopiła częściowo. I to powoduje, że po prostu krążenie wody w tym reaktorze się pogarsza. Każde takie odkształcenie powoduje, że krążenie się pogarsza. Zaczęto pompować do zbiornika reaktora wodę morską w sposób niestosowany do tej pory, bo ponieważ diesle nie działały, to sprowadzono agregaty z zewnątrz i to takie pompy strażackie pompowały wodę z morza do... tam wody nie było, więc trzeba było brać wodę z morza, bo woda też nie dopływała.

Z.D.: No i ta woda szkodzi reaktorom, prawda? One nigdy nie wrócą do działania.

T.J.: To znaczy szkodzi... Nie w tym... Tak, ale to jest niespotykane, bo nikt tego do tej pory tego nie stosował, bo nie przewidziano tego, że wody nie będzie. Tutaj to się stało i po prostu ta woda morska nie przeszkadza w tym, żeby wygasić reaktor, natomiast może utrudnić potem jego jakąkolwiek naprawę, ale w tym wypadku problem polegał na tym, żeby ograniczyć jak najbardziej awarię, żeby dalej nie nastąpiło przegrzewanie. I reaktor numer jeden został skutecznie zalany, wychłodzony i w tej chwili według wszelkich komunikatów jest bezpieczny. Natomiast zaczęła się powtarzać ta sama historia w reaktorze numer trzy...

Z.D.: Potem dwa.

T.J.: A potem dwa i w tej chwili w dwa nie było wybuchu, ale też jest taka sytuacja, że odsłonięte zostały pręty paliwowe i znowu podjęto decyzję o podłączeniu rur z wodą morską.

Z.D.: Muszę pana na koniec zapytać o to, czego wszyscy boimy się najbardziej, co jest powodem różnych działań i spekulacji, czyli o ten poziom promieniowania. Taka informacja, którą podano, że marynarze będący na amerykańskim lotniskowcu przez godzinę przyjęli dawkę dopuszczalną i naturalną przez miesiąc dla człowieka, w związku z czym oddalili się, odpłynęli, a oni z tym lotniskowcem znajdowali się 150 km od elektrowni, co oznacza, że... powinno właściwie oznaczać, stosując proste wyliczenia matematyczne, że ci wszyscy ludzie, którzy pozostają w promieniu co najmniej 150 km od elektrowni dłużej niż godzinę, otrzymują dawkę wyższą. Jak pan ocenia zagrożenie?

T.J.: To nie jest zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi wokół. Ten promień 20 km jest zupełnie wystarczający do tego, żeby nie było tam zagrożenia życia mieszkańców. Natomiast być może, że chmura, która z komina wyszła, trafiła na lotniskowiec, stwierdzono taką moc dawki, ale to jest moc dawki odpowiadająca bardzo niewielkiemu napromienieniu. Głównym źródłem normalnie napromienienia jest medycyna, budynki, promieniowanie kosmiczne. Elektrownie jądrowe do tego wnoszą bardzo mało i w tym wypadku...

Z.D.: Chyba że coś się z nimi dzieje.

T.J.: Chyba że coś się z nimi dzieje. I w tym wypadku być może, że jeżeli pani mówi, że to była miesięczna dawka, to miesięczna dawka w Polsce jest dwa razy mniejsza od miesięcznej dawki w Finlandii i być może, że dostali taką miesięczną dawkę, która... To nie jest żadne specjalne zagrożenie dla zdrowia.

Z.D.: Czyli szef austriackiego Instytutu Energii Atomowej, który ostrzega jednak całą Europę i mówi nawet o konieczności zmiany nawyków żywieniowych, ponieważ będą napromienione dorsze na Pacyfiku, nie ma racji, przesadza?

T.J.: Wie pani, to jest taki ewenement. Jest to jedyny kraj na świecie, gdzie stoi gotowy do eksploatacji reaktor, który nigdy nie został uruchomiony, bo właśnie jest to kraj, w którym grono przeciwników energetyki jądrowej twierdzi, że się umiera od tego, że reaktor stoi obok. Myślę, że to nie jest żaden argument. Tu nie ma żadnych technicznych powodów, żeby się tego bać.

Z.D.: My na pewno tego sporu nie rozstrzygniemy, a spór, jak widać po reakcjach ekspertów i naukowców, będzie równie gorący jak polskie spory polityczne. Bardzo dziękuję za rozmowę. Moim gościem był pan Tomasz Jackowski, szef Działu Analiz Reaktorowych Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku.

(J.M.)