– W Kodeksie Pracy i w ujęciu ekonomicznym termin praca odnosi się do czynności, za które otrzymuje się wynagrodzenie. Praca kobiet w domu nie ma żadnej wartości i nawet nie liczy się jej do Produktu Krajowego Brutto, choć efekty pracy są widoczne – zwraca uwagę Aleksandra Strojek z firmy Sedlak&Sedlak, autorka raportu "Zawód matka".
ONZ już kilka lat temu wydała wytyczne, zgodnie z którymi praca kobiet w domu powinna zostać uregulowana. Ale jak dotąd żadne państwo nie zastosowało się do tych wytycznych. – Problem w tym, że nie wiadomo, jak to zrobić i jakimi metodami tę prace wycenić – mówi gość radiowej Jedynki ("Popołudnie z Jedynką"). Dalej pojawia się problem np. składki emerytalnej. Jedynie Szwjacarzy i Niemcy przyjęli zasadę, że jeśli jedno z małżonków nie pracuje i opiekuje się dziećmi, to składka pracującego jest dzielona na pół.
Ale z badań wynika, że co trzecia z Polek pozostających w domu nie chce, by za nią opłacano składki. Traktuje swoją pracę jako misję i wyraz miłości do rodziny. Choć tzw. kura domowa dziennie wykonuje około 200 prac. Gdyby nie ona, te prace musiałyby zostać opłacone. Wyliczono, że kobieta, która pozostaje w związku i ma pod swą opieką dzieci do lat 6, tygodniowo pracuje ponad 46 godzin. To więcej niż wynosi typowy etat.
Zdaniem Aleksandry Strojek całkowita rezygnacja przez kobiety z pracy podczas okresu wychowywania dzieci nie jest rozsądna. Bo kiedy dzieci zostaną odchowane i opuszczą dom, kobieta pozostaje bez kwalifikacji i szans na rynku pracy. Ale takim kobietom powinno pomóc państwo poprzez właściwą politykę prorodzinną. – Chodzi o elastyczne godziny zatrudnienia, które umożliwiałyby kobietom późniejsze przyjście do pracy – daje przykład ekspert. Celowe byłoby również szersze stosowanie pracy na odległość, a także wykorzystywanie urlopów wychowawczych przez ojców. – Prawne uregulowania są, ale ojcowie prawie w ogóle z nich nie korzystają – mówi Aleksandra Strojek.
Rozmawiali Zuzanna Dąbrowska i Przemysław Szubartowicz.
(ag)