Miały być zyski przekraczające wielokrotnie te oferowane przez banki. Zamiast nich wielu właścicieli polisolokat zobaczyło topniejące oszczędności życia. Z nietrafionej inwestycji nie mogą się nawet wycofać, ponieważ podpisali umowy na bardzo niekorzystnych warunkach.
Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Ubezpieczonych wyjaśnił, że problem zaczyna się już przy nazewnictwie tego produktu finansowego, ponieważ tzw. polisolokata wcale lokatą nie jest. Właściwa nazwa to ubezpieczenie na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Jak wyjaśnił prawnik, umowa w tym przypadku składa się z dwóch części. Jedna to klasyczne ubezpieczenie na życie, a druga ma charakter inwestycyjny.
- Istota problemu polega na tym, że to jest inwestycja. Tutaj nie oszczędzamy. A z inwestowaniem wiąże się ryzyko tego, że to, co włożymy, możemy utracić - wyjaśnił Orłowski.
Tymczasem doradcy sprzedający ten produkt, często pomijali informację o ryzyku inwestycyjnym, a także o okresie inwestowania, który trwał czasem nawet 10-15 lat.
Oczywiście wszelkie tego typu informacje znajdowały się w umowach z ubezpieczycielem, jednak - jak podkreślił gość radiowej Jedynki - nawet prawnicy mają często problem, by te umowy dobrze zrozumieć.
Klienci, którzy zainwestowali oszczędności życia w polisolokaty często po roku lub dwóch dowiadywali się, że ich kapitał stopniał. Kiedy chcieli wycofać się z tego produktu, okazywało się, że firmy przewidują w takiej sytuacji karę, która czasem sięgała nawet 100 proc. wartości inwestycji.
Cezary Orłowski podkreślił, że o odzyskanie pieniędzy można jednak walczyć, ponieważ wielu klientów było przez doradców wprowadzanych w błąd. Kiedy kończyła się im lokata i chcieli ją przedłużyć, mówiono im, że zawierają nową lokatę na korzystniejszych warunkach, po czym sprzedawano im produkt inwestycyjny.
W jaki sposób można walczyć z nieuczciwymi instytucjami finansowymi i wycofać się z takiej inwestycji oraz jak może pomóc w tym Rzecznik Ubezpieczonych? Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!
Rozmawiał Roman Czejarek.
bk/ag