Przedstawicielka Instytutu Studiów Politycznych PAN precyzowała, że realna interwencja Turcji na Krymie mogłaby mieć miejsce wtedy, gdy prawa Tatarów krymskich będą faktycznie łamane.
Wojna o Krym. Putin nie wyklucza użycia wojska! [relacja] >>>
Na Krymie ludność tatarska liczy ok. 260 tys. osób (12 procent populacji). Jak podkreślała w "Popołudniu z Jedynką" dr Agnieszka Cianciara, ze względu na przeszłość i dramatyczne przesiedlenia w połowie lat 40. XX wieku w głąb Rosji, nastroje wśród nich są zdecydowanie antyrosyjskie.
– Abstrahując od tego, że musieli opuścić swoją ojczyznę, z wysiedleniami wiązały się straszliwe przeżycia, głód, choroby i masowe zgony. Ten nieduży naród wycierpiał bardzo wiele ze strony władz rosyjskich. Wobec tego wizja, czy to niezdefiniowanego statusu Krymu, czy to przyłączenia Krymu do Rosji, jest dla Tatarów krymskich bardzo traumatyczna - tłumaczyła ekspertka.
Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny portalu PolskieRadio.pl >>>
Podczas sobotniej wizyty w Kijowie minister spraw zagranicznych Turcji, Ahmet Davutoglu nazwał Tatarów krymskich "braćmi" i zapowiedział, że jego kraj nie zostawi ich w potrzebie. - Turcja tradycyjnie poczuwa się do wspierania swoich ziomków, tak jak wspiera Azerów. Wydaje się natomiast, że w tym wypadku takiego wsparcia, jakie Turcja oferuje Azerom, Tatarom krymskim na pewno nie zaoferuje - oceniła dr Agnieszka Cianciara.
Naukowiec z Instytutu Studiów Politycznych PAN zwracała również uwagę, że sami Tatarzy krymscy, mimo wcześniejszego wyraźnego nastawienia proukraińskiego, teraz starają się podchodzić do sprawy spokojnie i z dystansem. - Obawiają się, że w razie gdyby teraz głośno manifestowali swoje poparcie dla rządu ukraińskiego, to w sytuacji niepewności co do statusu Krymu, później mogą spotkać ich bardzo przykre konsekwencje - stwierdziła Cianciara.
Rozmawiał Paweł Wojewódka.
pg,ei