Temat bezpieczeństwa w ruchu drogowym wraca za sprawą fotoradarów, których przybyło ostatnio na polskich drogach. Minister finansów zapowiada, że być może uda mu się na nich zarobić 1,5 mld zł. O bezpieczeństwie jednak nie wspomina. Pojawiły się też zarzuty, że fotoradary stawiane są w miejscach dziwnych.
Zdaniem Beaty Bublewicz (PO), w tej sprawie popełniono błąd. - Nie wolno mówić o tym, że państwo zarobi, kiedy jednocześnie ponosimy koszt 30 mld zł., związanych z ofiarami śmiertelnymi i osobami rannymi w wypadkach drogowych - powiedziała przewodnicząca parlmentranego zespołu ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Nie zgadza się jednak z zarzutem, że fotoradary stawiane są w dziwnych miejscach. - W dziwnych też, jestem temu przeciwna - powiedziała. Wyjaśnia jednak, że wszystkie stawiane przez Inspekcję Transportu Drogowego, powstają w wyjątkowo niebezpiecznych miejscach.
Z Bublewicz nie zgadza się z kolei Wojciech Drzewiecki z firmy SAMAR. Jego zdaniem nie wszystkie fotoradary stoją tam, gdzie powinny. Podał przykład dwóch takich urządzeń niedaleko jego domu w odległości od siebie 250 metrów. - Z jednej strony jadąc mam ograniczenie do 30 km/godz, z drugiej do 50km/godz - powiedział Drzewiecki.
Inspekcji Transportu Drogowego broni natomiast Bartłomiej Morzycki z Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego. - Jest otwarta na sugestie ws. niewłaściwie umieszczonych fotoradarów. Można jej też wskazać miejsca, gdzie fotoradar powinien być zamontowany - powiedział Morzycki. Dodał, że do ITD wpływa znacznie więcej próśb od ludzi o zamontowanie nowego fotoradaru niż wskazówek nt. niewłaściwego montażu.
Rozmawiał Paweł Wojewódka
tj