Singiel, którego tytuł na polski można przetłumaczyć jako "Dureń", Ai Weiwei zadedykował wszystkim tym, którzy nie mają i być może nigdy nie będą mieli możliwości zabrania głosu. Piosenka utrzymana jest w klimacie heavy metalowym.
- Ten gatunek zakłada pewną postawę. Język jest o wiele ostrzejszy, muzyka ma o wiele większy wpływ niż słowa. Poza tym ja nie potrafię śpiewać, dlatego te muzykę rozumiem o wiele lepiej niż inne jej rodzaje. Punk czy heavy metal do dla mnie poezja, to lubię. Tam jest tyle wolności - mówi artysta i opozycjonista w jednym.
Ai Weiwei przyznaje, że praca nad nagraniem była dla niego formą terapii. - Każdy kto przeszedł jakąkolwiek traumę potrzebuje terapii. Przeżyłem wtedy szok. Do dziś nie wiem gdzie przynależy te 81 dni w odosobnieniu. Dlaczego mnie uwięziono i dlaczego wypuszczono - podkreśla.
Postępowanie wobec jego osoby Ai Weiwei uznaje za typowy przykład natury chińskiego państwa. Jak tłumaczy, polega ona na trzymaniu ludzi w niepewności, nie pozwalaniu zrozumieć co tak naprawdę się dzieje, braku wyjaśnień i komunikacji.
- Nieustanie żądam odpowiedzi na podstawowe pytania. Robię to też poprzez sztukę, która polega na komunikacji. Zanim władze zamknęły mi w Chinach bloga, był on niezwykle popularny. Zapewne zbyt wielu młodych ludzi obserwowało to co robię i uznano, ze zaczynam być zbyt wpływowy. Władze nienawidzą takich ludzi jak ja - pochodzących z rewolucyjnej, komunistycznej rodziny, a jednocześnie poddających w wątpliwość władzę i jej mandat - tłumaczy.
W dniu 24. rocznicy tragedii Ai Weiwei wrócił także do masakry na palcu Tiananmen. - Pamiętam o tym każdego dnia. Nie żyjemy dla jednego dnia, jednego wydarzenia. Tiananmen poświęciłem kilka swoich prac. W tej chwili nawet nie wiem jak mógłbym coś zmienić, bo moje działania napotykają tylko na twardy mur - podsumował.
Posłuchaj całej rozmowy Tomasza Sajewicza z Ai Weiwei.
pg