Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Tomasz Jaremczak 26.08.2013

Walka z narkomanią i prawa człowieka. Gdzie są granice?

- Mamy w Polsce bardzo restrykcyjne prawo. Za posiadanie najmniejszej ilości narkotyków grozi kara pozbawienia wolności do 3 lat - podkreśliła w debacie Jedynki Agnieszka Sieniawska, współautorka raportu przygotowanego przez Biuro Rzecznika Praw Uzależnionych.
Marihuana (zdjęcie ilustracyjne)Marihuana (zdjęcie ilustracyjne)Glow Images/East News

Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii pozwala na umorzenie postępowania w przypadku posiadania niewielkiej ilości narkotyku, ale zatrzymani z reguły o tym nie wiedzą, więc o to nie wnioskują.

Typowy przestępca narkotykowy, który wyłania się z raportu przygotowanego przez Biuro Rzecznika Praw Uzależnionych, to mężczyzna przed 30. rokiem życia, zatrzymany na posiadaniu marihuany w ilości... 3 gramów. Zdaniem autorów walka z narkomanią w Polsce odbywa się kosztem praw obywatelskich i na przekór dowodom naukowym. I dlatego jest nieskuteczna.

Współautorka raportu Agnieszka Sieniawska jest prawniczką. Tłumaczy, że składa się on z części medycznej i prawnej. Na co dzień Sieniawska udziela porad osobom, które mają problem z używaniem substancji zakazanych. To zwykle młodzi ludzie, mężczyźni zatrzymywani w bardzo podobnych okolicznościach, w parkach i klubach. Często studenci i uczniowie szkół średnich. Jej zdaniem mimo tego, że w Polsce znowelizowano prawo pozwalając prokuratorowi umorzyć postępowanie i odstąpić od ścigania takich osób za małą ilość narkotyków, to w tylko w 11 proc. spraw do tego dochodzi. - Świetnie, że ten artykuł prawa istnieje. Natomiast jego praktyka nie została na tyle ukształtowana, by mówić o sukcesie - powiedziała Sieniawska.

Barbara Wilamowska, koordynator Ministra Sprawiedliwości ds. Krajowego Programu Przeciwdziałania Narkomanii, zgodziła się z opinią, że zmiany w przepisach prawa wymagają pewnej praktyki. - Jeżeli jednak zastanowimy się, jaki był cel nowelizacji prawa, to na pewno nie było nim zalegalizowanie posiadania środków odurzających - powiedziała. Jak wyjaśniła, chodziło przede wszytki o to, by na jak najwcześniejszym etapie postępowania jak najwięcej spraw było umarzanych. Szczególnie tych, które charakteryzują się nieznaczną szkodliwością czynu. Położyła też nacisk na doprowadzenie, by jak najwięcej osób, które mają kontakt z organami ścigania w związku z narkotykami, podejmowało dobrowolne leczenie. Dotyczy to także osób pozostających w zakładach karnych. - Kierowane są one na przerwę w karze do ośrodków terapeutycznych, ale nie tylko zamkniętych - wyjaśniała Wilamowska.

Natomiast zdaniem współautora raportu Jacka Charmasta leczenie narkomanii w Polsce to samowolka. - Organizują ją różne lokalne siły bez racjonalnego uzasadnienia - powiedział. Przypomniał, że przed 30 laty wymyślono, iż narkomana należy leczyć w zamkniętym ośrodku przez dwa lata i nigdy od tego pomysłu się nie oderwaliśmy. - Wszystkie inne formy leczenia są zmarginalizowane i odcięte od pieniędzy. 60 proc. nakładów idzie na leczenie stacjonarne około 15 tys. pacjentów rocznie - powiedział Charmast.

Nie zgodziła się z nim Jagoda Władoń z MONARU. Jak powiedziała, dla niej raport nie jest dokumentem. Nie zna źródeł, którymi się posługiwano przy jego tworzeniu. - To absolutna bzdura. Jestem zażenowana poziomem raportu i rekomendacją, że należy przebadać wszystkich pacjentów placówek stacjonarnych pod kątem tego, czy powinni znaleźć się w ośrodkach MONAR. Gdzie tu mowa o prawach człowieka, wolności wyboru, o prawie do samostanowienia. Jeżeli tak ma wyglądać funkcja rzecznika praw osób uzależnionych, to nie bardzo rozumiem zasadność tej funkcji - powiedziała Władoń.

Zapraszamy do wysłuchania całej debaty o narkomanii w Polsce. Prowadził ją Przemysław Szubartowicz.

tj