Ten multiinstrumentalista (gra także na akordeonie i harmonii trzyrzędowej) rozpoczynał muzykowanie w rodzinnej kapeli, towarzysząc ojcu (basy) i starszemu bratu (skrzypce) na bębnie. - Brat, jak zaczął na dobre grać, to mało kiedy w domu bywał. Grywał wesela w środy, soboty i niedziele. Czasami do ze zmęczenia skrzypce z rąk mu leciały - wspomina artysta.
Sam uczył się gry, przysłuchując się kapeli brata (ten czasami zabierał go na zabawy) oraz występując z ojcem przy mniejszych okazjach, jak chrzciny, zaręczyny czy swaty (te ostatnie często kończyły się ponoć niepowodzeniem, gdy nie udało się wynegocjować satysfakcjonującej "stawki" za pannę młodą...). Ważnym momentem był występ w zastępstwie brata na jego... własnym weselu (starszy musiał bowiem w tym czasie grać muzykę na innej imprezie).
A zapytany o legendy towarzyszące skrzypkom Stefan Nowaczek odpowiedział: - Był na Radomszczyźnie słynny skrzypek Hołka. Ponoć, jak chciał sobie potańczyć, to wieszał skrzypce na gwoździu i lampę zgasił. Skrzypce grały same, a on pannę brał i tańczył…
Więcej o innych muzykantach oraz prawdziwej biedzie w nagraniu "Źródeł".
mm