- Ta historia była w prosty sposób napisana i chciałem ją w prosty sposób opowiedzieć - mówi w Dwójce Wojtek Smarzowski. Z tym, że "Róża" (od piątku w kinach) to film o miłości nie zgadza się jednak Janusz Wróblewski, krytyk filmowy "Polityki".
- To jest film ważny, wręcz przełomowy ze względu radykalizm historyczny - mówi Wróblewski - Tak opowiadanej historii nie widzieliśmy. Nie zgadzam się z reżyserem, że to jest film przede wszystkim o miłości, dla mnie to jest w pierwszej mierze film o emocjach towarzyszących historii. Ten rodzaj narracji jest nowy i bardzo odważny.
"Róża" wskazuje wartość "parszywego świata", o którym opowiada. Nie jest to płaczliwe podejście do historii, z którego znane jest nasze kino. Marcin Dorociński gra żołnierza AK, który latem 1945 roku dostaje się z Warszawy na Mazury. Dociera do wdowy (Agata Kulesza) po niemieckim żołnierzu, był świadkiem jego śmierci.
Film Smarzowskiego dotyczy tematu, którego do tej pory polskie kino unikało - historii Mazurów, jak mówi reżyser: "narodu, który padł ofiarą dwóch nacjonalizmów i został unicestwiony". Między obojgiem bohaterów rodzi się uczucie. Smarzowski tłumaczył w jednym z wywiadów, że chciał nakręcić film o przywiązaniu, które zmienia się w miłość, ale taką, która przychodzi w ostatniej chwili.
- Mam bardzo mało prób z aktorami - mówi w Dwójce reżyser - Umawiam się z nimi tylko na stany, w jakich znajduje się postać w danym momencie historii oraz obgaduję motywację. Jak się na to umówię, to później, jeżeli dobrze wybiorę, nie muszę z nimi gadać na planie. W efekcie Marcin był Tadeuszem, a Agata była Różą. Oni nie grali.
Kontrapunktem dla wielkiej miłości są w "Róży" bardzo brutalne sceny. Reżyser tłumaczy, że jego bazą jest realizm historyczny i tak podchodzi do każdego projektu.
- Stosunki między wszystkimi oparte są na przemocy, gwałcie, potępieniu i z tego wychodzi czysty kwiat - przekonuje Tadeusz Sobolewski, krytyk "Gazety Wyborczej". - Smarzowski mówi, że na cierpieniu zbudowana jest nasza rzeczywistość, nasz kraj. Równocześnie nie ma w tym nic poniżającego. Ciekawe, ten film jest tak montowany, że nie pozwala się rozsmakować w złu, nie sięga podprogowych instynktów, nie poniża. Smarzowski przechodzi nad tym tak, jakby ktoś przechodził ponad tym. On mówi: historia taka jest, każda historia jest pasmem gwałtu i krwi, musimy przez to przejść.
Ten film w dziwny sposób oczyszcza.
usc/fot.mat.prasowe