Na Turcję w kwestii Państwa Islamskiego naciskają między innymi Francja, NATO, a także Kurdowie. Oczekuje się, że rząd w Ankarze podejmie wreszcie decyzję o ataku lądowym. Oddziały miałyby wkroczyć na teren Syrii i odeprzeć islamską ofensywę. Według Karola Wasilewskiego Turcja miała powody do wstrzymywania się z atakiem na pozycje dżihadystów.
– Turcja początkowo wyraźnie wzbraniała się przed walką z Państwem Islamskim, co wynikało z faktu, ze dżihadyści przetrzymywali 46 tureckich zakładników. Natomiast gdy ich uwolniono, to turecki parlament wyraził zgodę na ewentualne wejście swojej armii na teren obcego państwa. Nie znaczy to, że Turcja wkroczy na terytorium Syrii – tłumaczył w PR24 ekspert z Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.
Kto skorzystał na proteście?
Tureckie protesty w największych miastach kraju przerodziły się w regularne walki z policją. Funkcjonariusze zmuszeni byli użyć broni, aby opanować sytuację. Trwają spekulacje, czy wystąpienia nie zostały zainicjowane przez tureckich Kurdów zaniepokojonych sytuacją swoich braci po syryjskiej stronie.
– Jest to na pewno efekt wezwania Demokratycznej Partii Ludowej, która reprezentuje Kurdów w parlamencie, do wyjścia na tureckie ulice i rzeczywisty protest. Niewykluczone, że ktoś całe zamieszanie wykorzystał i całe wydarzenie przemieniło się w prowokację. Podejrzewa się Partię Pracujących Kurdystanu, ale pojawił się też trop sunnickiej organizacji terrorystycznej znanej pod nazwą kurdyjskiego Hezbollahu – powiedział Karol Wasilewski.
PR24/GM